Strony

niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 6

Ostrzegam: po przeczytaniu tego rozdziału gały wylecą Wam z orbit (powiedziane jakże pięknym slangiem młodzieżowym). I to nie dlatego, że jest taki dobry, wręcz przeciwnie: możecie się zaskoczyć, rozczarować, no i nie wiem, co jeszcze. Jednakże chcę oznajmić, że możecie być pewni, iż relacje między Draconem a Astorią nie rozwiną się tak szybko, jak moglibyście się tego spodziewać.
Aha, i jeszcze jedno: chyba muszę Was trochę zmusić do komentowania. Tak więc, następny rozdział pojawi się za przynajmniej 7 komentarzy (tak, jestem niedobra).

---

- Pamiętam ten dzień, kiedy dostałam list z Hogwartu. Cieszyłam się przez cały dzień, nie mogąc doczekać się 1 września. Astorio, miałaś podobnie, prawda? - Dafne skierowała do mnie swoje pytanie, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia, w jakim znajdowałam się od conajmniej kilku minut.
Siedzieliśmy razem z Malfoyem w salonie, wspominając stare czasy. Wróć, to Dafne zebrało się na wspomnienia i zaciągnęła mnie tu, bym przez następną godzinę wysłuchiwała historyjek z dzieciństwa. Nie miałam na to ochoty, ale cóż mogłam poradzić. Nie chciałam wszczynać między nami kolejnej kłótni.
Jak zauważyłam, Ślizgon był całkiem zainteresowany tym, co opowiadała Dafne. Jednakże ja doskonale wiedziałam, że moja siostra po raz kolejny próbuje zaistnieć w jego oczach. I to mnie wciąż irytowało.
Nie poznawałam Dafne. W zaledwie kilka dni z radosnej, naturalnej dziewczyny zmieniła się w kogoś obcego. Zachowywała się sztucznie, próbując przypodobać się Draconowi, co było rzeczą ogromnie do niej niepodobną. Niewątpliwie wpływ na to miało jej uczucie do chłopaka (bo co do faktu, że Dafne spodobał się ten blondyn miałam prawie absolutną pewność). Tylko, że sam zainteresowany tego nie zauważał.
- Tak, oczywiście - odpowiedziałam prędko, udając, że cały czas słuchałam z zainteresowaniem.
Wtedy też poczułam na sobie jego wzrok. Przenikał mnie, dosłownie, i dał się odczuć w każdym zakamarku mojego ciała. Mimowolnie zadrżałam, zaczynając modlić się w duchu, by przestał. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak na to reagowałam. Wmawiałam sobie, że to tylko strach, ale czy na pewno tak było?
Draco Malfoy - mój odwieczny wróg, arogancki Ślizgon, definitywnie zaczynał mi się podobać. To brzmiało tak niedorzecznie, że niemalże parsknęłam śmiechem. Nie, to nie to. Bo niby jak w ciągu krótkiego okresu czasu z mojego wroga miał stać się obiektem moich westchnień? Zresztą, chyba to samo możnaby powiedzieć o Dafne.
Postanowiłam więcej o tym nie myśleć. Odrzucić od siebie każdą taką myśl na ten temat. Nie mogłam sobie na to pozwolić.
Spojrzałam w jego stalowe tęczówki, które, jak zwykle, nie wyrażały żadnych emocji. Siła spojrzenia Dracona była naprawdę zadziwiająca; ja jednak je wytrzymałam.
W tej samej chwili coś uderzyło w okno. Niemal natychmiast tam popatrzyłam i zobaczyłam naszą rodzinną sowę, Redmirdę , z listem w dziobie.
- Och, Redmirda... - westchnęłam mimowolnie i wstałam, by otworzyć okno.
Odebrałam od niej list, a ona usiadła na parapecie.
- Od rodziców? - Bardziej stwierdziła niż zapytała Dafne.
Otworzyłam karteczkę i od razu rzuciło mi się w oczy charakterystyczne, pochyłe pismo mamy.
Lekko pokiwałam głową.
- Ciekawe, co u nich... - westchnęła - No dalej, czytaj.
Zerknęłam spod przymrużonych powiek na Dracona. Nie miałam zamiaru przy nim odczytywać tego listu.
- W takim razie ja nie będę przeszkadzać. - Malfoy jakby czytał w moich myślach.
Wstał i szybko wyszedł, tak, że moja siostra nawet nie zdążyła zaprotestować. A zapewne by to zrobiła, widziałam po jej minie.
Usiadłam i zaczęłam czytać:

        Drogie Astorio i Dafne,                        
Aktualnie przebywamy w Afryce. Jest bardzo gorąco, ale dajemy radę. Wspaniałe widoki nam to rekompensują. 
Oboje z tatą mamy nadzieję, że w towarzystwie Dracona dobrze się bawicie. 
Prychnęłam pod nosem, ale kontynuowałam:
Koniecznie odpiszcie, co u Was słychać i jak spędzacie wolny czas. 
Pozdrawiamy,
Mama i tata. 
PS Pamiętajcie o odpowiednim zachowaniu. 


Pamiętajcie o odpowiednim zachowaniu. Ten dopisek mnie lekko zezłościł. Rodzice oczywiście nie mogli o tym zapomnieć. Bo przecież odpowiednie zachowanie wobec Malfoya jest najważniejsze.

Poza tym, gdyby wiedzieli o tym, co wyprawia Dafne... O tym, jak podlizuje się Ślizgonowi... Czy to jest odpowiednie zachowanie? 
- Strasznie krótki - mruknęła moja siostra. - Taa... - bąknęłam.
- Ale musimy odpisać. - Dafne złapała kawałek pergaminu i pióro, które akurat leżały na stoliku.
- Poczekaj, ja chcę - powiedziałam z nadzieją, że uda mi się dopisać coś o Dafne.
- W porządku - podsunęła mi pergamin wraz z piórem.
Zaczęłałam pisać:
Drodzy Rodzice,
U nas wszystko w porządku. Pokazujemy Draconowi okolicę, która bardzo mu się podoba. A już najbardziej przypadł mu do gustu nasz piękny ogród.
Moja siostra cały czas patrzyła na to, co piszę, więc z bólem serca zrezygnowałam ze swojego iście szalonego planu. Zresztą, co by to dało?
Dafne i ja mamy nadzieję, że także dobrze spędzacie czas. Bawcie się dobrze!
Pozdrawiamy,
Wasze córki - Astoria i Dafne.

Skończywszy pisać, włożyłam kawałek pergaminu do koperty i podniosłam się z kanapy, by wręczyć sowie list. Redmirda wciąż czekała na parapecie, wiercąc się. Włożyłam w jej dziób wiadomość, a ona szybko poleciała w dal. Patrzyłam, jak się oddala, coraz to bardziej, aż w końcu całkowicie zniknęła za horyzontem. Dopiero wtedy zamknęłam okno.
- Co teraz masz zamiar robić? - zapytała Dafne.
- Nie wiem.
- Ja poszukam Dracona i może pokażę mu jezioro. Idziesz z nami?
- Nie, zostanę - odpowiedziałam.
- Jak chcesz. - Wyminęła mnie i wyszła.
Westchnęłam. Dafne starała się każdą chwilę spędzić z blondynem. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że ma na jego punkcie jakąś obsesję (a może faktycznie tak było?). Czy on naprawdę nie zauważał tego, co się z nią dzieje?
                                *
Późnym popołudniem poszłam do swojego ulubionego miejsca, lasku za naszą rezydencją, obejrzeć zachód słońca. Znajdowała się tam mała polanka, z której roztaczał się na nie doskonały widok. Tam też usiadłam i chłonęłam ten niesamowity widok.
Nie wiadomo dlaczego moje myśli pobiegły ku Hogwartowi. Po wakacjach miałam zacząć tam swój ostatni, siódmy rok nauki. Zabawne, jak szybko zleciało te sześć lat, podczas których tyle się wydarzyło... Przede wszystkim, kilka miesięcy temu Lord Voldemort został pokonany przez słynnego już Harry'ego Pottera, wybawiciela czarodziejskiego świata. On, jak i dwójka jego przyjaciół - Ron i Hermiona - stali się prawdziwymi bohaterami. Złota Trójca - takim mianem określali ich czarodzieje.
Pomyślałam o tym, że czekają mnie przecież Owutemy. Miałam głęboką nadzieję, że zdam je conajmniej dobrze. A potem czekał mnie wybór zawodu... Nie myślałam o tym za dużo, ale chyba chciałabym pracować w Ministerstwie Magii na jakimś stanowisku.
Nagle coś za mną zaszeleściło. Gwałtownie odwróciłam się w tamtym kierunku. Malfoy, wyprostowany, szedł w moją stronę.
- Co ty tu robisz? - Odetchnęłam głęboko. Nie potrzebowałam jego tutaj. Chciałam być sama.
- Zwiedzam. - Sarkazm w jego głosie był wyczuwalny aż za nadto.
Podniosłam się z ziemi.
- Idź stąd - powiedziałam, starając się brzmieć uprzejmie.
Nie ruszył się z miejsca. Czułam, że prędko nie odejdzie.
- Przejrzałem cię.
- Słucham? - O czym on mówił?
- Powiedz mi, co tak naprawdę o mnie sądzisz.
Wzięłam głęboki wdech i wypaliłam:
- Jesteś dupkiem, Malfoy. Byłym Śmierciożercą. Tlenioną fretką bez uczuć.
Starałam się mówić poważnym głosem, ale na określenie "fretka" prawie parsknęłam śmiechem.
- Naprawdę tak myślisz? - Znacznie się do mnie przybliżył. Moje serce przyśpieszyło.
- Tak - przełknęłam ślinę i odsunęłam się - I nie zbliżaj się do mnie. Nie chcę, żebym zaraziła się twoim tchórzostwem.
Nie miałam w planach wypowiedzenia ostatniego zdania, ale jakoś samo się wymsknęło.
Popatrzyłam w jego oczy. Teraz były czarne, zasnute mgłą i widziałam w nich wściekłość. Wzrygnęłam się.
- Powtórz to - wysyczał - Powtórz!
Teraz byłam już naprawdę lekko przestraszona tonem jego głosu, ale jakoś starczyło mi odwagi, bym powiedziała:
- Tchórz. Jesteś tchórzem.
Nawet nie zauważyłam, jak szybko znalazł się przy mnie i wymierzył mi siarczysty policzek.

poniedziałek, 2 listopada 2015

Miniaturka Dramione - Noc Duchów

A więc dzisiaj mam dla Was kolejną miniaturkę Dramione, coś z okazji Halloween (tak, wiem, bardzo na czas). Teoretycznie dzisiaj miał pojawić się nowy rozdział, ale... Cóż, uwierzcie mi, że próbowałam coś do niego napisać, chociaż pierwszy akapit. I nic. Czuję się kompletnie wypruta z pomysłów na opowiadanie, więc na nowy rozdział będziecie musieli, niestety, jeszcze trochę poczekać. Postaram się go napisać jak najszybciej, ale nie wiem, jak to wyjdzie. A brak pomysłów + prawie całkowity brak wolnego czasu nie wróżą niczego dobrego. 
Uprzedzam: miniaturka może okazać się dla Was nieco za słodka, nierealna i takie tam bla, bla, bla... :P. Napisałam ją jednak, żebyście mieli co czytać i żeby umilić Wam jakoś ten wieczór/noc/dzień (zależy, kiedy ją przeczytacie). 

---

Hermiona szła szybkim krokiem hogwardzkim korytarzem, po stokroć przeklinając siebie w myślach. Była już spóźniona na eliksiry, a to wszystko przez to, że w ostatniej chwili przypomniała sobie o zabraniu podręcznika do tego właśnie przedmiotu, w efekcie czego musiała wracać po niego do dormitorium. Nie chciała jeszcze bardziej się spóźnić i pozwolić, by Snape odjął Gryffindorowi jeszcze więcej punktów (a tej rzeczy mogła być absolutnie pewna - nauczyciel eliksirów nie byłby sobą, gdyby za spóźnienie na zajęcia nie odebrał Domowi Lwa punktów).
Przepychając się tak pomiędzy uczniami śpieszącymi na lekcje w pewnym momencie potknęła się i upadła, wpadając na kogoś. Wylądowała na tym kimś, lekko speszona.
- Przepraszam, nie chciałam, ja... - zaczęła się tłumaczyć, lecz przestała, spostrzegając, na kogo się przewróciła.
Był to nie kto inny jak Draco Malfoy, jej odwieczny wróg, gardzący szlamami, wredny Ślizgon. Można było mówić jednak o nim najgorsze rzeczy, ale jednego odmówić mu nikt nie potrafił - urody. Nawet Hermiona musiała przyznać, że był on wręcz zabójczo przystojny.
I choć Gryfonka nigdy w życiu nie powiedziałaby tego na głos, to ten arogancki Ślizgon od pewnego czasu zaczął jej się podobać. Nie żeby od razu pałała do niego wielkim uczuciem, ale na jego widok czuła te przysłowiowe "motylki w brzuchu". Wzbraniała się przed tym, bo przecież on jej nienawidził... Tak samo jak ona go. Do czasu. Nie wiedziała, że blondyn czuje to samo w stosunku do niej i tak samo jak ona próbuje uciekać przed tym uczuciem.
Gwałtownie wstała, ujrzawszy go. W tej samej chwili jego wargi wykrzywił krzywy uśmieszek.
- Uważaj jak łazisz, Granger - warknął.
Wcale nie miał ochoty wciąż niemiło się do niej odzywać i ją obrażać, ale musiał zachować pozory. Tak samo ona.
- Bo co, ubrudziłam cię szlamem, szanowny panie arystokrato? - docięła mu.
- Tak. Następnym razem patrz pod nogi.
Prychnęła na jego słowa, ale nic nie odpowiedziała. Zorientowała się natomiast, że nie ma w rękach podręcznika, więc schyliła się, chcąc go jak najszybciej podnieść, lecz na podłodze go nie było. Zdziwiła się i wtedy spostrzegła wyciągniętą w jej kierunku dłoń z książką. Malfoy najwyraźniej ją podniósł... Tylko dlaczego to zrobił?
Chwyciła książkę, mruknęła bezgłośne "dzięki" i ominęła chłopaka. Teraz Snape z pewnością odejmie Gryffindorowi conajmniej dziesięć punktów. Ale jej myśli zaprzątała jeszcze zupełnie inna kwestia, a mianowicie ten z pozoru drobny, nic nie znaczący gest Dracona. Pytanie: dlaczego? kłębiło się w jej głowie, szukając odpowiedzi.
W końcu weszła do klasy, gdzie Snape zaczął już lekcję. Na jej widok przerwał omawianie jakiegoś eliksiru i utkwiwszy w niej wzrok, powiedział:
- Proszę, proszę, panna Granger raczyła się wreszcie pojawić.
Hermiona przełknęła ślinę. Czuła na sobie świdrujący wzrok nauczyciela eliksirów i reszty klasy.
- Pani ignorancja właśnie pozbawiła Gryffindoru... - zaczął, lecz nie zdążył dokończyć, bowiem do sali wszedł ktoś jeszcze.
Brązowowłosa odwróciła się w tamtym kierunku. Draco Malfoy podszedł do profesora i szepnął mu coś do ucha. Snape pokiwał głową.
Hermiona pomyślała, że Ślizgona z pewnością nie spotka żadna kara - wszak Snape zawsze faworyzuje uczniów Slytherinu - dopóki nie usłyszała jego słów:
- Panno Granger, nie odejmę Gryffindorowi punktów, ale dzisiaj o godzinie 16.00 razem z panem Malfoyem macie stawić się w Wielkiej Sali. Punktualnie. - Wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo i przeszedł do tematu lekcji, każąc im obojgu usiąść.
Dziewczyna zerknęła na Malfoya i zastanowiła się, co też on takiego powiedział Snape'owi, że ten nie zabrał Gryffindorowi punktów. Z jednej strony była mu za to wdzięczna, ale z drugiej musiała przecież stawić się na karę razem z blondynem. Obawiała się, że czeka ją coś gorszego od utraty punktów dla swojego domu.
- Dziwne - wyszeptał Harry do Hermiony, kiedy usiadła w ławce pomiędzy nim a Ronem - To niepodobne do Snape'a. No chyba, że szykuje ci jakąś gorszą karę przez Malfoya.
- Oby nie - dopowiedział Ron - Swoją drogą, współczuję ci, że będziesz musiała wytrzymać z Malfoyem conajmniej godzinę.
Gryfonka westchnęła i otworzyła podręcznik na aktualnym temacie. Mimo wszystko miała nadzieję, że to popołudnie będzie udane, a tym bardziej wieczór, ponieważ akurat na dzisiaj wypadała Noc Duchów i obfita uczta w Wielkiej Sali.

Była godzina 15:45, kiedy Hermiona szła powoli do Wielkiej Sali zastanawiając się, co ją czeka. Podejrzewała, że kara będzie związana z Nocą Duchów, ale nie miała pojęcia, jaka mogłaby być, a przecieżnie miała nawet stuprocentowej pewności, że będzie dotyczyła właśnie tego święta. Nie pozostawało jej nic innego jak tylko tego się dowiedzieć. 
Wreszcie znalazła się we właściwym pomieszczeniu i pierwszym, co zajerestrował jej wzrok był rząd kilkudziesięciu dyń ustawionych rządkiem pod ścianą. W tamtej chwili domyśliła się też, na czym polegać będzie kara. Prawdopodobnie będą musieli - ona i Malfoy - robić dynie na Noc Duchów. Uśmiechnęła się pod nosem, bo w jej mniemaniu mogło być to całkiem przyjemne zajęcie. 
Potem, obok dyń, zauważyła stojącego Dracona, najwyraźniej jej się przyglądającego. Podeszła do niego i zapytała: 
- A więc to mamy robić? Szykować dynie na Noc Duchów? - Starała się, by ton jej głosu był opanowany i chlodny, ale nie za badzo jej to wychodziło. 
- Chyba tak. 
Wtedy oboje usłyszeli, że ktoś wchodzi do sali. Jak się okazało, była to profesor McGonagall, która podeszła do nich i powiedziała: 
- Pewnie domyśliliście się już, co macie robić. Tak, będziecie robić lampiony z dyń na Noc Duchów, które, jak co roku, zawisną pod sufitem na dzisiejszą ucztę. Tylko proszę, bez żadnej magii. Samodzielnie. 
Hermiona pokiwała głową. 
- Aha, tylko się tu nie pozabijajcie. Będę mieć na was oko - dodała jeszcze i wyszła. Teraz oprócz nich w Wielkiej Sali panowała pustka. 
Gryfonka i Ślizgon zabrali się do pracy. Dla Hermiony była to chyba wymarzona kara, ponieważ uwielbiała tego typu zajęcia. Widać było też, że i Draco nie narzekał. Przez dłuższą chwilę nie odzywali się do siebie, pracując w ciszy i skupieniu. Najpierw "wypatroszyli" dynie, a potem zabrali się do wycinania wzorów strasznych twarzy. Gryfonka, skończywszy swoją trzecią dynię, popatrzyła na tą Dracona. 
- Twoja dynia nie ma nosa - zauważyła - Jak Voldemort. 
Nie bała się wymawiać tego imienia, ponieważ było już po wojnie, a Czarny Pan został pokonany. 
- Skąd wiesz, że nie zrobiłem tego celowo? Może chcę, by moja dynia przypominała Voldemorta? 
- Nie wiem - odpowiedziała - Chociaż, w sumie to byłby dobry pomysł. Dynia-Voldemort. 
- Właśnie. Dlatego nie podważaj mojego jakże wspaniałego pomysłu. 
- Ja nic nie podważam - broniła się Hermiona. 
Dalszą część pracy przegadali. Rozmawiali dosłownie o wszystkim. Oboje byli zdziwieni tym, jak naturalnie i swobodnie przychodzi im wymiana zdań. Nie obrażali się już; czuli, że nie tędy droga. Zarówno Hermiona, jak i Draco skrywali uczucie do siebie nawzajem i pozwolili, by jego cząstka wyszła na światło dzienne. 
- Czy w mugolskim świecie obchodzicie Noc Duchów? - zapytał Draco w którymś momencie. 
- Nie, ale mamy tak jakby jego odpowiednik. Halloween - I zaczęła opowiadać mu o tradycjach i zwyczajach związanych z tym świętem, a blondyn uważnie słuchał. Szczególnie zaintrygowało go to, jak mugole przebierają się za różnorodne nadprzyrodzone istoty. Nawet za czarodziei.
- Jakby dowiedzieli się, że część z nich naprawdę istnieje, to chyba dostaliby zawału - skwitował Draco, a Hermiona cicho się zaśmiała. 
Nawet się nie obejrzeli, a już skończyli wykonywać tę pracę. Zgłosili to profesor McGonagall, która była zadowolona i zaskoczona jednocześnie. Hermiona pomyślała, że nauczycielka zdumiała się, że się wzajemnie z Draconem nie pozabijali, jak to wcześniej powiedziała i co więcej - że dobrze się razem dogadują. Ona sama nie mogła uwierzyć, jak tak szybko mogła pogodzić się z wrogiem. 

Wieczorem w Wielkiej Sali odbyła się uczta z okazji Nocy Duchów. Hermiona, patrząc na lampiony z dyń wiszące pod sufitem, była zadowolona z efektu pracy swojej i Dracona. Niektóre dynie faktycznie nie miały nosa i po tym dziewczyna mogła poznać, że było to dzieło Ślizgona. Mimo tego całość prezentowała się naprawdę bardzo ładnie, a sam nawet Dumbledore  w swojej początkowej przemowie wspomniał o tym, kto wykonywał, jak to ujął, "wspaniałe" dekoracje sufitu. 
Podczas posiłku dziewczyna cały czas czuła, że jest obserwowana. Faktycznie, kiedy spojrzała w stronę stołu Ślizgonów zauważyła, że Malfoy jej się przygląda. Podchwyciła jego spojrzenie, a jej kąciki ust delikatnie uniosły się do góry. 
Kiedy najedzona wyszła z Wielkiej Sali by udać się do dormitorium usłyszała za sobą głos Dracona: 
- Hermiona, poczekaj! 
Dogonił ją i stanęli twarzą w twarz. 
- Tak? - zapytała Hermiona. 
Blondyn nic nie odpowiedział, tylko pociągnął ją w stronę pustej klasy i zamknął za nimi drzwi. 
- Co ty... - zaczęła, ale jej przerwał: 
- Posłuchaj mnie. Chcę cię przeprosić. Przeprosić za te wszystkie lata, przez które cię wyzywałem. Wiem, że moje słowa może nic nie znaczą, nie naprawię nimi błędów przeze mnie popełnionych, ale wiedz, że żałuję. Chcę się zmienić. Dzisiaj coś sobie uświadomiłem. Hermiono, ja coś do ciebie czuję... - zawiesił na chwilę głos - Wiem, że ty pewnie nie czujesz tego samego do mnie, ale chciałem, żebyś wiedziała. Nie mogłem dłużej się z tym kryć i przyjmować maskę zimnego drania w stosuku do ciebie. 
Hermionie, usłyszawszy to, kamień spadł z serca. Przez długi czas myślała, że Ślizgon nie odwzajemnia tego, co ona do niego czuła, a tymczasem okazało się, że jest odworotnie. To było istotnie szalone, ale dziewczyna nie uważała tego Ślizgona za wroga. 
- To wspaniale, Draco, bo ja też coś do ciebie czuję - powiedziała. 
Draco popatrzył na nią wzrokiem, jakim nigdy jeszcze na nikogo nie patrzył: pełnym troski, szczęścia, bólu i... miłości. Podszedł do niej i złączył ich usta w czułym pocałunku. 
Obje wiedzieli, że to dopiero początek przygody, jaką przyjdzie im przeżyć ze sobą razem.