Strony

piątek, 25 grudnia 2015

Wesołych Świąt!


Kochani! 
  Nieco spóźniona (miałam małe problemy z internetem, ale na szczęście już jest wszystko dobrze) chciałabym życzyć Wam, moi Czytelnicy, spokojnych i wesołych Świąt Bożego Narodzenia spędzonych w gronie najbliższych. Mam nadzieję, że dostaliście pod choinkę same wspaniałe prezenty :D. 
 Jednocześnie dziękuję, że ze mną jesteście i czytacie moje "wypociny". Zapytacie pewnie, kiedy w końcu dodam nowy rozdział i muszę Wam szczerze odpowiedzieć: nie mam zielonego pojęcia. Musicie mi wybaczyć, ale cierpię aktualnie na kompletny brak pomysłów do tego opowiadania; czuję, że w ostatnich rozdziałach coś popsułam i zawiodłam także samą siebie. Muszę to przemyśleć i wszystko opracować, więc dajcie mi trochę czasu. Jednocześnie informuję, że na moim blogu z miniaturkami Dramione (KLIK) powinna pojawić się jutro nowa świąteczna miniaturka (co za ironia, że na miniaturki mam pomysły, a na opowiadanie nie). 


wtorek, 15 grudnia 2015

Liebster Blog Awards



 Do Liebster Blog Award zostałam nominowana aż 3 (!) razy, kolejno przez Vanfanell ViceroyNOX i Kamę Salvatore. Jeszcze raz dziękuję Wam, dziewczyny, za te nominacje z całego serducha :D. Miło jest czuć się docenionym. Postanowiłam, że zrobię jeden post z odpowiedziami na wszystkie pytania. Zapraszam do czytania ;) 

Nominacja od Vanfanell Viceroy

1. Wolisz fast food, czy zdrową żywność? 
 No cóż... Muszę przyznać, że owszem, wolę fast foody. Ale tylko od czasu do czasu, bo co za dużo, co niezdrowo. A zdrowa żywność wcale nie jest też taka zła ;) 

2. Masz ulubione perfumy? Jakie? 
 Raczej nie mam. Chociaż ostatnio, w sklepie, natrafiłam na takie o pięknym zapachu, jednakże nie mam pojęcia, jaka była ich nazwa. 

3. Jaki masz styl ubioru? 
 Zazwyczaj ubieram się w to, co lubię i jest to raczej styl zbliżony do sportowego (co jest dziwne, bo za sportem nie przepadam). Uwielbiam również kolorowe legginsy z wzorami; mam ich całe mnóstwo. Nawet teraz jestem w nie ubrana. 

4. Gdybyś miała przenieść się do jakiejś starożytnej epoki, którą byś wybrała?
 Średniowiecze! No bo wiecie, księżniczki i rycerze... Mogłabym być taką księżniczką uwięzioną w wieży, w końcu uwolnioną przez przystojnego rycerza na białym koniu. Zakochalibyśmy się w sobie i żylibyśmy długo i szczęśliwie :P 

5. Gry komputerowe, planszówki, a może zwykłe "Kółko i krzyżyk"? 
 Gry komputerowe są okej, ale zazwyczaj w nie nie grywam. Chyba jednak wolę tradycyjne planszówki. A "Kółko i krzyżyk"? Dlaczego nie, to przecież też fajna zabawa. 

6. Lubisz chodzić na spacery? Jeśli tak, to gdzie najbardziej? 
 Według mnie spacery są ciekawą formą spędzenia wolnego czasu. Można wtedy, przechadzając się, przemyśleć dużo rzeczy. Ja na przykład czasami chodzę na spacery do pobliskiego lasu. 

7. Wyobraź sobie, że posiadasz własną firmę. Jakie byłby jej logo i czym by się zajmowała? 
 Pomyślmy. Mam własną firmę. Czym mogłaby się ona zajmować? Ach, już wiem. Produkowaniem słodyczy, a w szczególności żelków :P. Jej logo byłoby zapewne okrągłe i kolorowe.

8. Opisz jak najdokładniej pierwszą rzecz, która rzuci ci się w oczy. 
 *rozgląda się, jej wzrok zatrzymuje się na figurce kota stojącej na biurku*. Opisuję porcelanową figurkę kota, która stoi u mnie na biurku. Zwierzę jest niedużych rozmiarów, w kolorze białym i pozycji siedzącej. Jego uszy, oczy, nos, kokardka z kamieniami na szyi, ogon oraz łapy są koloru srebrnego. Figurka bardzo mi się podoba.

9. Miałaś może bierzmowanie? Jeśli tak, to jakie wybrałaś sobie imię? Jeśli nie, to czy myślałaś kiedyś nad jego wyborem? 
 Nie, bierzmowania jeszcze nie miałam. Co do imienia: kiedyś zastanawiałam się nad jego wyborem i uznałam, że chciałabym wybrać imię Rita. Teraz jednak imię to jakoś do mnie nie przemawia. Na szczęście, mam jeszcze dużo czasu na zastanowienie się nad wyborem tego drugiego imienia. 

10. Wyobraź sobie, że musisz przenieść się na zawsze do Afryki, Islandii lub na małą, zapomnianą wysepkę, gdzieś na wodach Pacyfiku, z dala od cywilizacji. Zabierasz ze sobą tylko podstawowe narzędzia, ubiór i pewną tajemniczą paczkę. W środku znajduje się...? 
 Jakaś książka, którą lubię i mogłabym czytać na okrągło (tak, nie jestem zbyt kreatywna, wybaczcie). 

Nominacja od NOX

1. Co jest Twoim życiowym celem? 
 Na pewno dążę do tego, by w przyszłości pracować w wymarzonym zawodzie i założyć rodzinę.

2. Czy piszesz opowiadania "do szuflady"? Takie dla samej siebie? 
 Kiedyś kilka takich opowiadań napisałam, ale teraz raczej dla samej siebie już nie piszę. Chyba czas powrócić do tego zwyczaju.

3. Czy podoba ci się to, jak piszesz? 
 Zdaję sobie sprawę z tego, że bardzo daleko mi do ideału, ale na obecną chwilę jestem z tego zadowolona. Mogę powiedzieć, że cały czas się doskonalę. 

4. Ulubiona książka oprócz "Harry'ego Pottera"? 
 Jestem ogromną książkoholiczką i naprawdę ciężko jest mi wybrać jakieś ulubione książki. Kocham wszystkie! ;). Ale mogę powiedzieć, że oprócz "Harry'ego Pottera" wielbię też "Igrzyska śmierci", których jestem fanką. 

5. Ulubiona bohaterka/bohater z twojego opowiadania? 
 Draco Malfoy. Jest to bardzo złożona postać, nawet mimo tego, że nieco poróżniłam go od jego kanonicznej wersji. Zresztą, w dalszych rozdziałach zobaczycie, jak będzie się zachowywał i co zrobi. Na razie możecie go nienawidzić za pewne wydarzenie, które miało miejsce pod koniec 6 rozdziału, ale potem zobaczycie, że jego osobowość jest warta uwagi. Zdradzę: będzie ciekawie. Także wszystko dopiero przed wami :D

6. Czasy Huncwotów czy Nowe Pokolenie? 
 Trudny wybór, ale chyba jednak Nowe Pokolenie. 

7. Ulubiony kanoniczny pairing? 
 Dramione. Żartuję, jest przecież niekanoniczny (a może Rowling czegoś nie opisała? haha :'). Z kanonicznych uwielbiam Romione. 

8. Ulubione słowo?
 Ostatnio miałam fazę na słowo "scarlet", co po polsku oznacza "szkarłatny". Ba, dalej uwielbiam to słowo. 

9. Dom, do którego należysz w Hogwarcie? 
 Definitywnie do Gryffindoru, przynajmniej tak najczęściej wychodziło mi w testach, które robiłam. 

10. Kto byłby twoim przyjacielem w Hogwarcie? 
 Myślę, że Hermiona. Tak jak ona uwielbiam czytać książki i jestem raczej pozytywnie nastawiona do życia. Z pewnością znalazłybyśmy wspólny język. 

11. Zamierzasz w przyszłości pomagać ludziom? Zakładać fundacje, itp.? 
 Cały czas lubię pomagać ludziom; robić to bezinteresownie, więc tak, będę pomagać, chociażby takie fundacje będę wspierać finansowo. 

Nominacja od Kamy Salvatore

1. Co sądzisz o naszym blogu? Jak podoba ci się historia Camille? 
 Ogólnie mi się podoba, chociaż jest sporo błędów, w szczególności brak przecinków. Radziłabym poszukać bety :D. 

2. Ulubiony fandom? 
 Potterheads, oczywiście! Ale też Trybuci.

3. Ulubiona pisarka? 
 J.K. Rowling, Suzanne Collins, Cassandra Clare, Rachel Van Dyken, Gayle Forman. 

4. Co cię inspiruje do pisania? 
 Najczęściej jest to muzyka. Kiedy słucham jakiegoś utworu, wtedy do głowy wpadają mi różne pomysły. Niestety, ostatnio często mi tej inspiracji brakuje. 

5. Jak powstał pomysł na twojego bloga? 
 Po prostu pewnego dnia w głowie zaświtała mi myśl, że mogłabym zacząć pisać fanfiction. Chciałam być oryginalna, więc wybrałam pairing Astoria + Draco. Potem powoli wymyślałam fabułę i tak oto narodził się ten blog.

6. Kogo bardziej lubisz, Jazon'a czy Rick'a? 
 Rick'a ;). 

7. Co byś zmieniła w swoim życiu? 
 Dużo rzeczy, ale to prywatne sprawy, więc nie będę wymieniać.


Na koniec mam kilka ważnych spraw:
1. Następny rozdział pojawi się prawdopodobnie za kilka dni. Przepraszam, naprawdę próbowałam coś napisać, ale w głowie mam pustkę. Poza tym jestem jeszcze trochę chora, przez co w poniedziałek i dzisiaj nie poszłam do szkoły, zresztą jutro pewnie też nie idę. Swoją drogą, życzcie mi powodzenia w nadrabianiu zaległości.
2. Założyłam bloga z miniaturkami Dramione: KLIK i tym samym zrezygnowałam z publikowania miniaturek tutaj. Serdecznie zapraszam fanów Dramione, pojawiła się już pierwsza miniaturka.
3. Uwierzycie, że święta już za 9 dni? Bo ja dopiero dzisiaj to sobie uświadomiłam... :P. W związku z tym czuję potrzebę wczesnego życzenia Wam: Wesołych Świąt!. Szczegółowe życzenia wstawię tuż przed świętami.

środa, 2 grudnia 2015

Rozdział 7


 Nie będę się tłumaczyć z tego, że mnie nie było. Podziękuję tylko za tyle komentarzy (cóż, trochę wymuszonych :') i codziennych wyświetleń, których jest naprawdę dużo. Zapraszam do czytania krótkiego rozdziału. Przepraszam, ale ostatnio wena okropnie mi nie sprzyja, tzn. mam dużo pomysłów, ale nie na to opowiadanie.
PS Dziękuję Vanfanell Viceroy i NOX, które nominowały mnie do Liebster Blog Award. Spodziewajcie się niedługo (i wreszcie) odpowiedzi na nominacje :) 

 Od uderzenia zapiekł mnie policzek i odruchowo przyłożyłam do niego dłoń. Malfoy nadal przede mną stał, lecz zauważyłam, że lekko się cofnął. Dziwne, szaleńcze iskierki w jego oczach jak szybko się pojawiły, tak szybko zniknęły, a zastąpiły je dezorientacja i strach.
Nie spodziewałam się tego po nim. Nie przypuszczałabym, że byłby zdolny do czegoś takiego. Owszem, nazwałam go tchórzem, ale to, co zrobił, nijak do niego pasowało. Sądziłam, że nawet jeżeli wyzywałabym go od najgorszych, on najwyżej odpowiedziałby mi tym samym. Najwyraźniej się myliłam. Szukałam czegoś, co byłoby przyczyną tego zachowania, ale nie mogłam znaleźć nic. Może za wysoko go oceniłam. Może nie jest taki, za jakiego go dotychczas uważałam: wredny, arogancki, ale z szacunkiem do kobiet.
W myślach w okamgnieniu przeanalizowałam obecną sytuację i nie zawachawszy się ani chwili, oddałam mu. Nawet nie próbował mnie powstrzymywać, najwidoczniej się tego spodziewał. Dopiero wtedy odwróciłam się i pobiegłam przed siebie, zostawiając go samego.
Właśnie poznałam inną stronę Dracona Malfoya. To znaczy, zawsze wiedziałam, że jest okropny i tak dalej, ale uważałam, że nigdy nie posunąłby się do takiego czynu. W pewnym sensie miałam głęboką nadzieję, że to się jednak nie wydarzyło, że... Sama nie wiedziałam, na co liczyłam.
Dopiero, kiedy wyszłam z lasku i udałam się w stronę domu, jedna samotna łza spłynęła po mojej twarzy. Oznaka słabości, której tak bardzo nie chciałam okazywać. Czym prędzej ją wytarłam i obejrzałam się za siebie. Na szczęście, Ślizgona nigdzie nie było widać.
Przekroczywszy próg posiadłości przypomniałam sobie o Dafne. Czy mam jej powiedzieć o tym, co się wydarzyło? Zaczęłam się nad tym zastanawiać i doszłam do wniosku, że będzie lepiej, jeśli się dowie. Oczywiście, przecież musi wiedzieć, że chłopak, za którym tak prawdopodobnie szaleje, jest podłym draniem nieszanującym kobiet. Miałam zamiar jej poszukać, ale nie musiałam tego robić, gdyż sama zainteresowana schodziła właśnie ze schodów.
Jedno spojrzenie na mnie wystarczyło, by zapytała:
- Co się stało? Dziwnie wyglądasz.
Z pewnością nie wyglądałam najlepiej. Moja mina musiała jej wszystko zdradzić. O, tak. Moja siostra zawsze potrafiła wyczytać z mojej twarzy, jaki mam nastrój, umiała mi pomóc w trudnych dla mnie chwilach.
- Posłuchaj, Dafne - zaczęłam. - Musimy porozmawiać.
- O czym? - Teraz znalazła się tuż przy mnie.
- Malfoy... Malfoy mnie uderzył. - Zdawałam sobie sprawę, że brzmię jak mała dziewczynka skarżąca się mamusi, ale niezbyt mnie to obchodziło.
- Co?! Nie żartuj.
- Nie żartuję. Mówię całkiem poważnie. Co prawda, ja pierwsza nazwałam go tchórzem, ale... On jest niebezpieczny. Widziałam to w jego oczach. - Przypomniałam sobie, jak gwałtownie zmienił się jego wyraz twarzy po tym, jak go obraziłam. - Dafne, zapomnij o nim, bo...
- Nie wierzę ci. - Przerwała mi. - Wiem, jakie masz o nim zdanie i chcesz sprawić, bym nie zawracała sobie nim głowy, tak? Ale nie uda ci się! - Ostatnie zdanie dosłownie wykrzyczała tak, iż byłam pewna, że słychać ją w co najmniej promieniu kilometra.
Zamilkłam. Już jej nie poznawałam. Dawna Dafne na pewno by się nie zachowała w taki sposób. Co więcej, nie uwierzyła mi.
- Co się z tobą stało? - Zapytałam cicho, kiedy wreszcie odzyskałam głos. - Czy naprawdę zmieniłaś się tak pod dziwnym wpływem uczuć do Malfoya, czy chodzi o coś zupełnie innego?
- Ja wcale się nie zmieniłam! - Znowu to samo. - Jestem taka, jaka byłam, zrozum to w końcu!
- Jakoś mi się nie wydaje! - wykrzyczałam, bo byłam już naprawdę wściekła. - Jesteś tak zaślepiona, że tego nie widzisz! Mam tego serdecznie dość!
- To ja mam sedecznie dość tych twoich pretensji! Nie widzisz, że mi naprawdę na Draconie zależy? Jeśli ci to nie pasuje, to się nie wtrącaj w nie swoje sprawy. - I odeszła na górę, nawet na mnie nie spoglądając.
A ja wciąż stałam, patrząc w miejsce, gdzie zniknęła moja siostra i zastanawiałam się, gdzie się podziała stara Dafne, ta, która umiała mnie rozśmieszyć, pocieszyć i sprawić, że dzień od razu stawał się lepszy.
Zabawne, że zaczęło się od Malfoya. To on był tego przyczyną. Przez niego Dafne stała się inna. A jeszcze zabawniejsze, że stało się to w zaledwie kilka dni.
Wreszcie ruszyłam się z miejsca, ale wciąż jakby otumaniona. Pozwoliłam łzom spokojnie płynąć. Kap, kap. Powoli wyszłam z przedpokoju, ponownie na dwór. Kap, kap.
Momentalnie przystanęłam, kiedy go zauważyłam. Stał oparty o marmurową kolumnę, przez co wyglądał jak rodowity arystokrata. Wszystko wskazywało na to, że słyszał naszą kłótnię. 
Chciałam zawrócić, ale on najwidoczniej mnie zauważył. Nie chciałam, by widział, jak płaczę, więc spróbowałam się jakoś ogarnąć i czym prędzej wytarłam łzy. Wtedy on złapał mnie za ramię, ale nie był to silny uścisk, wręcz przeciwnie - delikatny. 
- Puść mnie, Malfoy - powiedziałam zachrypniętym głosem. Nie ukrywam, że nieco bałam się, że może coś mi zrobić, chociaż nic na to nie wskazywało. Próbowałam się wyrwać, ale Ślizgon najwyraźniej nie zamierzał mnie puścić. 
- Nie wiem, od czego zacząć, ale chcę cię...
- Nie interesuje mnie, co masz mi do powiedzenia. Proszę tylko, żebyś mnie łaskawie puścił! - Przerwałam jego wypowiedź. 
Ustąpił. Czym prędzej znalazłam się jak najdalej od niego i szybkim krokiem wyszłam za ogrodzenie posesji. Tam, jak gdyby nic, usiadłam na skrawku ziemi, tuż obok żółtych kwiatków, zapewne prymulek. Na wszelki wypadek, w razie jakiegoś bardzo wątpliwego niebezpieczeństwa, wyciągnęłam różdżkę z kieszeni. Tak naprawdę pragnęłam użyć jej na kimś innym, a mianowicie na pewnym tlenionym blondynie. I pomimo swojej gryfońskiej odwagi, chyba jednak nie odważyłabym się tego zrobić. Niosłoby to za sobą konsekwencje. 
Czy rodzice byli absolutnie pewni tego, co robią, gdy udali się w podróż z Narcyzą i Lucjuszem, tym samym pozostawiając młodego Malfoya ze mną i Dafne na cały miesiąc? Przecież doskonale wiedzieli o tym, że nie przepadam za Draconem. O co więc chodziło? Nie miałam pojęcia. Myśl, że Ślizgon zostanie tutaj jeszcze miesiąc, przyprawiała mnie o gęsią skórkę. 
Wraz ze wspomnieniem rodziców nadszedł kolejny problem. Powinnam poinformować ich o całym zajściu? Nie, chyba nie. Przynajmniej na razie. Poza tym nie chcę im psuć wycieczki dookoła świata, podobno bardzo fascynującej.
Coś zaszeleściło z tyłu mnie, więc mimowolnie się odwróciłam. O nie. To znowu Malfoy. 
- Idź sobie - wychrypiałam, bo gardło miałam wciąż podejrzanie ściśnięte. Najwidoczniej nie zamierzał tego robić. Przemówił, a ja, nie wiedzieć czemu, już mu nie przerwałam. Może dlatego, że wypowiedział słowo, którego Malfoyowie nie używają, a jeśli już, to w ekstremalnych sytuacjach.
- Przepraszam. Zachowałem się jak podły kretyn. Wiem, co teraz o mnie myślisz. Zgadza się: jestem zimnym draniem bez serca. 
Szanowny pan arystokrata nie tylko przeprosił, ale też przyznał się do winy. Mało tego, nazwał siebie określeniami, których ja nie powstydziłabym się użyć wobec niego.
- Słyszałeś, prawda? - Chciałam się upewnić.
- Tak. Jeśli chcesz, mogę z nią porozmawiać.
- Wątpię, czy to by cokolwiek dało - prychnęłam.
Pokręcił lekko głową, a ja nie wiedziałam, co miał znaczyć ten gest.
- Nie będę ci już wchodzić w drogę. Wiesz. Greengrass, nie myśl sobie, że moje życie jest takie wspaniałe. Każdy ma swoją ciemną stronę - dodał jeszcze i odszedł.


  

niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 6

Ostrzegam: po przeczytaniu tego rozdziału gały wylecą Wam z orbit (powiedziane jakże pięknym slangiem młodzieżowym). I to nie dlatego, że jest taki dobry, wręcz przeciwnie: możecie się zaskoczyć, rozczarować, no i nie wiem, co jeszcze. Jednakże chcę oznajmić, że możecie być pewni, iż relacje między Draconem a Astorią nie rozwiną się tak szybko, jak moglibyście się tego spodziewać.
Aha, i jeszcze jedno: chyba muszę Was trochę zmusić do komentowania. Tak więc, następny rozdział pojawi się za przynajmniej 7 komentarzy (tak, jestem niedobra).

---

- Pamiętam ten dzień, kiedy dostałam list z Hogwartu. Cieszyłam się przez cały dzień, nie mogąc doczekać się 1 września. Astorio, miałaś podobnie, prawda? - Dafne skierowała do mnie swoje pytanie, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia, w jakim znajdowałam się od conajmniej kilku minut.
Siedzieliśmy razem z Malfoyem w salonie, wspominając stare czasy. Wróć, to Dafne zebrało się na wspomnienia i zaciągnęła mnie tu, bym przez następną godzinę wysłuchiwała historyjek z dzieciństwa. Nie miałam na to ochoty, ale cóż mogłam poradzić. Nie chciałam wszczynać między nami kolejnej kłótni.
Jak zauważyłam, Ślizgon był całkiem zainteresowany tym, co opowiadała Dafne. Jednakże ja doskonale wiedziałam, że moja siostra po raz kolejny próbuje zaistnieć w jego oczach. I to mnie wciąż irytowało.
Nie poznawałam Dafne. W zaledwie kilka dni z radosnej, naturalnej dziewczyny zmieniła się w kogoś obcego. Zachowywała się sztucznie, próbując przypodobać się Draconowi, co było rzeczą ogromnie do niej niepodobną. Niewątpliwie wpływ na to miało jej uczucie do chłopaka (bo co do faktu, że Dafne spodobał się ten blondyn miałam prawie absolutną pewność). Tylko, że sam zainteresowany tego nie zauważał.
- Tak, oczywiście - odpowiedziałam prędko, udając, że cały czas słuchałam z zainteresowaniem.
Wtedy też poczułam na sobie jego wzrok. Przenikał mnie, dosłownie, i dał się odczuć w każdym zakamarku mojego ciała. Mimowolnie zadrżałam, zaczynając modlić się w duchu, by przestał. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak na to reagowałam. Wmawiałam sobie, że to tylko strach, ale czy na pewno tak było?
Draco Malfoy - mój odwieczny wróg, arogancki Ślizgon, definitywnie zaczynał mi się podobać. To brzmiało tak niedorzecznie, że niemalże parsknęłam śmiechem. Nie, to nie to. Bo niby jak w ciągu krótkiego okresu czasu z mojego wroga miał stać się obiektem moich westchnień? Zresztą, chyba to samo możnaby powiedzieć o Dafne.
Postanowiłam więcej o tym nie myśleć. Odrzucić od siebie każdą taką myśl na ten temat. Nie mogłam sobie na to pozwolić.
Spojrzałam w jego stalowe tęczówki, które, jak zwykle, nie wyrażały żadnych emocji. Siła spojrzenia Dracona była naprawdę zadziwiająca; ja jednak je wytrzymałam.
W tej samej chwili coś uderzyło w okno. Niemal natychmiast tam popatrzyłam i zobaczyłam naszą rodzinną sowę, Redmirdę , z listem w dziobie.
- Och, Redmirda... - westchnęłam mimowolnie i wstałam, by otworzyć okno.
Odebrałam od niej list, a ona usiadła na parapecie.
- Od rodziców? - Bardziej stwierdziła niż zapytała Dafne.
Otworzyłam karteczkę i od razu rzuciło mi się w oczy charakterystyczne, pochyłe pismo mamy.
Lekko pokiwałam głową.
- Ciekawe, co u nich... - westchnęła - No dalej, czytaj.
Zerknęłam spod przymrużonych powiek na Dracona. Nie miałam zamiaru przy nim odczytywać tego listu.
- W takim razie ja nie będę przeszkadzać. - Malfoy jakby czytał w moich myślach.
Wstał i szybko wyszedł, tak, że moja siostra nawet nie zdążyła zaprotestować. A zapewne by to zrobiła, widziałam po jej minie.
Usiadłam i zaczęłam czytać:

        Drogie Astorio i Dafne,                        
Aktualnie przebywamy w Afryce. Jest bardzo gorąco, ale dajemy radę. Wspaniałe widoki nam to rekompensują. 
Oboje z tatą mamy nadzieję, że w towarzystwie Dracona dobrze się bawicie. 
Prychnęłam pod nosem, ale kontynuowałam:
Koniecznie odpiszcie, co u Was słychać i jak spędzacie wolny czas. 
Pozdrawiamy,
Mama i tata. 
PS Pamiętajcie o odpowiednim zachowaniu. 


Pamiętajcie o odpowiednim zachowaniu. Ten dopisek mnie lekko zezłościł. Rodzice oczywiście nie mogli o tym zapomnieć. Bo przecież odpowiednie zachowanie wobec Malfoya jest najważniejsze.

Poza tym, gdyby wiedzieli o tym, co wyprawia Dafne... O tym, jak podlizuje się Ślizgonowi... Czy to jest odpowiednie zachowanie? 
- Strasznie krótki - mruknęła moja siostra. - Taa... - bąknęłam.
- Ale musimy odpisać. - Dafne złapała kawałek pergaminu i pióro, które akurat leżały na stoliku.
- Poczekaj, ja chcę - powiedziałam z nadzieją, że uda mi się dopisać coś o Dafne.
- W porządku - podsunęła mi pergamin wraz z piórem.
Zaczęłałam pisać:
Drodzy Rodzice,
U nas wszystko w porządku. Pokazujemy Draconowi okolicę, która bardzo mu się podoba. A już najbardziej przypadł mu do gustu nasz piękny ogród.
Moja siostra cały czas patrzyła na to, co piszę, więc z bólem serca zrezygnowałam ze swojego iście szalonego planu. Zresztą, co by to dało?
Dafne i ja mamy nadzieję, że także dobrze spędzacie czas. Bawcie się dobrze!
Pozdrawiamy,
Wasze córki - Astoria i Dafne.

Skończywszy pisać, włożyłam kawałek pergaminu do koperty i podniosłam się z kanapy, by wręczyć sowie list. Redmirda wciąż czekała na parapecie, wiercąc się. Włożyłam w jej dziób wiadomość, a ona szybko poleciała w dal. Patrzyłam, jak się oddala, coraz to bardziej, aż w końcu całkowicie zniknęła za horyzontem. Dopiero wtedy zamknęłam okno.
- Co teraz masz zamiar robić? - zapytała Dafne.
- Nie wiem.
- Ja poszukam Dracona i może pokażę mu jezioro. Idziesz z nami?
- Nie, zostanę - odpowiedziałam.
- Jak chcesz. - Wyminęła mnie i wyszła.
Westchnęłam. Dafne starała się każdą chwilę spędzić z blondynem. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że ma na jego punkcie jakąś obsesję (a może faktycznie tak było?). Czy on naprawdę nie zauważał tego, co się z nią dzieje?
                                *
Późnym popołudniem poszłam do swojego ulubionego miejsca, lasku za naszą rezydencją, obejrzeć zachód słońca. Znajdowała się tam mała polanka, z której roztaczał się na nie doskonały widok. Tam też usiadłam i chłonęłam ten niesamowity widok.
Nie wiadomo dlaczego moje myśli pobiegły ku Hogwartowi. Po wakacjach miałam zacząć tam swój ostatni, siódmy rok nauki. Zabawne, jak szybko zleciało te sześć lat, podczas których tyle się wydarzyło... Przede wszystkim, kilka miesięcy temu Lord Voldemort został pokonany przez słynnego już Harry'ego Pottera, wybawiciela czarodziejskiego świata. On, jak i dwójka jego przyjaciół - Ron i Hermiona - stali się prawdziwymi bohaterami. Złota Trójca - takim mianem określali ich czarodzieje.
Pomyślałam o tym, że czekają mnie przecież Owutemy. Miałam głęboką nadzieję, że zdam je conajmniej dobrze. A potem czekał mnie wybór zawodu... Nie myślałam o tym za dużo, ale chyba chciałabym pracować w Ministerstwie Magii na jakimś stanowisku.
Nagle coś za mną zaszeleściło. Gwałtownie odwróciłam się w tamtym kierunku. Malfoy, wyprostowany, szedł w moją stronę.
- Co ty tu robisz? - Odetchnęłam głęboko. Nie potrzebowałam jego tutaj. Chciałam być sama.
- Zwiedzam. - Sarkazm w jego głosie był wyczuwalny aż za nadto.
Podniosłam się z ziemi.
- Idź stąd - powiedziałam, starając się brzmieć uprzejmie.
Nie ruszył się z miejsca. Czułam, że prędko nie odejdzie.
- Przejrzałem cię.
- Słucham? - O czym on mówił?
- Powiedz mi, co tak naprawdę o mnie sądzisz.
Wzięłam głęboki wdech i wypaliłam:
- Jesteś dupkiem, Malfoy. Byłym Śmierciożercą. Tlenioną fretką bez uczuć.
Starałam się mówić poważnym głosem, ale na określenie "fretka" prawie parsknęłam śmiechem.
- Naprawdę tak myślisz? - Znacznie się do mnie przybliżył. Moje serce przyśpieszyło.
- Tak - przełknęłam ślinę i odsunęłam się - I nie zbliżaj się do mnie. Nie chcę, żebym zaraziła się twoim tchórzostwem.
Nie miałam w planach wypowiedzenia ostatniego zdania, ale jakoś samo się wymsknęło.
Popatrzyłam w jego oczy. Teraz były czarne, zasnute mgłą i widziałam w nich wściekłość. Wzrygnęłam się.
- Powtórz to - wysyczał - Powtórz!
Teraz byłam już naprawdę lekko przestraszona tonem jego głosu, ale jakoś starczyło mi odwagi, bym powiedziała:
- Tchórz. Jesteś tchórzem.
Nawet nie zauważyłam, jak szybko znalazł się przy mnie i wymierzył mi siarczysty policzek.

poniedziałek, 2 listopada 2015

Miniaturka Dramione - Noc Duchów

A więc dzisiaj mam dla Was kolejną miniaturkę Dramione, coś z okazji Halloween (tak, wiem, bardzo na czas). Teoretycznie dzisiaj miał pojawić się nowy rozdział, ale... Cóż, uwierzcie mi, że próbowałam coś do niego napisać, chociaż pierwszy akapit. I nic. Czuję się kompletnie wypruta z pomysłów na opowiadanie, więc na nowy rozdział będziecie musieli, niestety, jeszcze trochę poczekać. Postaram się go napisać jak najszybciej, ale nie wiem, jak to wyjdzie. A brak pomysłów + prawie całkowity brak wolnego czasu nie wróżą niczego dobrego. 
Uprzedzam: miniaturka może okazać się dla Was nieco za słodka, nierealna i takie tam bla, bla, bla... :P. Napisałam ją jednak, żebyście mieli co czytać i żeby umilić Wam jakoś ten wieczór/noc/dzień (zależy, kiedy ją przeczytacie). 

---

Hermiona szła szybkim krokiem hogwardzkim korytarzem, po stokroć przeklinając siebie w myślach. Była już spóźniona na eliksiry, a to wszystko przez to, że w ostatniej chwili przypomniała sobie o zabraniu podręcznika do tego właśnie przedmiotu, w efekcie czego musiała wracać po niego do dormitorium. Nie chciała jeszcze bardziej się spóźnić i pozwolić, by Snape odjął Gryffindorowi jeszcze więcej punktów (a tej rzeczy mogła być absolutnie pewna - nauczyciel eliksirów nie byłby sobą, gdyby za spóźnienie na zajęcia nie odebrał Domowi Lwa punktów).
Przepychając się tak pomiędzy uczniami śpieszącymi na lekcje w pewnym momencie potknęła się i upadła, wpadając na kogoś. Wylądowała na tym kimś, lekko speszona.
- Przepraszam, nie chciałam, ja... - zaczęła się tłumaczyć, lecz przestała, spostrzegając, na kogo się przewróciła.
Był to nie kto inny jak Draco Malfoy, jej odwieczny wróg, gardzący szlamami, wredny Ślizgon. Można było mówić jednak o nim najgorsze rzeczy, ale jednego odmówić mu nikt nie potrafił - urody. Nawet Hermiona musiała przyznać, że był on wręcz zabójczo przystojny.
I choć Gryfonka nigdy w życiu nie powiedziałaby tego na głos, to ten arogancki Ślizgon od pewnego czasu zaczął jej się podobać. Nie żeby od razu pałała do niego wielkim uczuciem, ale na jego widok czuła te przysłowiowe "motylki w brzuchu". Wzbraniała się przed tym, bo przecież on jej nienawidził... Tak samo jak ona go. Do czasu. Nie wiedziała, że blondyn czuje to samo w stosunku do niej i tak samo jak ona próbuje uciekać przed tym uczuciem.
Gwałtownie wstała, ujrzawszy go. W tej samej chwili jego wargi wykrzywił krzywy uśmieszek.
- Uważaj jak łazisz, Granger - warknął.
Wcale nie miał ochoty wciąż niemiło się do niej odzywać i ją obrażać, ale musiał zachować pozory. Tak samo ona.
- Bo co, ubrudziłam cię szlamem, szanowny panie arystokrato? - docięła mu.
- Tak. Następnym razem patrz pod nogi.
Prychnęła na jego słowa, ale nic nie odpowiedziała. Zorientowała się natomiast, że nie ma w rękach podręcznika, więc schyliła się, chcąc go jak najszybciej podnieść, lecz na podłodze go nie było. Zdziwiła się i wtedy spostrzegła wyciągniętą w jej kierunku dłoń z książką. Malfoy najwyraźniej ją podniósł... Tylko dlaczego to zrobił?
Chwyciła książkę, mruknęła bezgłośne "dzięki" i ominęła chłopaka. Teraz Snape z pewnością odejmie Gryffindorowi conajmniej dziesięć punktów. Ale jej myśli zaprzątała jeszcze zupełnie inna kwestia, a mianowicie ten z pozoru drobny, nic nie znaczący gest Dracona. Pytanie: dlaczego? kłębiło się w jej głowie, szukając odpowiedzi.
W końcu weszła do klasy, gdzie Snape zaczął już lekcję. Na jej widok przerwał omawianie jakiegoś eliksiru i utkwiwszy w niej wzrok, powiedział:
- Proszę, proszę, panna Granger raczyła się wreszcie pojawić.
Hermiona przełknęła ślinę. Czuła na sobie świdrujący wzrok nauczyciela eliksirów i reszty klasy.
- Pani ignorancja właśnie pozbawiła Gryffindoru... - zaczął, lecz nie zdążył dokończyć, bowiem do sali wszedł ktoś jeszcze.
Brązowowłosa odwróciła się w tamtym kierunku. Draco Malfoy podszedł do profesora i szepnął mu coś do ucha. Snape pokiwał głową.
Hermiona pomyślała, że Ślizgona z pewnością nie spotka żadna kara - wszak Snape zawsze faworyzuje uczniów Slytherinu - dopóki nie usłyszała jego słów:
- Panno Granger, nie odejmę Gryffindorowi punktów, ale dzisiaj o godzinie 16.00 razem z panem Malfoyem macie stawić się w Wielkiej Sali. Punktualnie. - Wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo i przeszedł do tematu lekcji, każąc im obojgu usiąść.
Dziewczyna zerknęła na Malfoya i zastanowiła się, co też on takiego powiedział Snape'owi, że ten nie zabrał Gryffindorowi punktów. Z jednej strony była mu za to wdzięczna, ale z drugiej musiała przecież stawić się na karę razem z blondynem. Obawiała się, że czeka ją coś gorszego od utraty punktów dla swojego domu.
- Dziwne - wyszeptał Harry do Hermiony, kiedy usiadła w ławce pomiędzy nim a Ronem - To niepodobne do Snape'a. No chyba, że szykuje ci jakąś gorszą karę przez Malfoya.
- Oby nie - dopowiedział Ron - Swoją drogą, współczuję ci, że będziesz musiała wytrzymać z Malfoyem conajmniej godzinę.
Gryfonka westchnęła i otworzyła podręcznik na aktualnym temacie. Mimo wszystko miała nadzieję, że to popołudnie będzie udane, a tym bardziej wieczór, ponieważ akurat na dzisiaj wypadała Noc Duchów i obfita uczta w Wielkiej Sali.

Była godzina 15:45, kiedy Hermiona szła powoli do Wielkiej Sali zastanawiając się, co ją czeka. Podejrzewała, że kara będzie związana z Nocą Duchów, ale nie miała pojęcia, jaka mogłaby być, a przecieżnie miała nawet stuprocentowej pewności, że będzie dotyczyła właśnie tego święta. Nie pozostawało jej nic innego jak tylko tego się dowiedzieć. 
Wreszcie znalazła się we właściwym pomieszczeniu i pierwszym, co zajerestrował jej wzrok był rząd kilkudziesięciu dyń ustawionych rządkiem pod ścianą. W tamtej chwili domyśliła się też, na czym polegać będzie kara. Prawdopodobnie będą musieli - ona i Malfoy - robić dynie na Noc Duchów. Uśmiechnęła się pod nosem, bo w jej mniemaniu mogło być to całkiem przyjemne zajęcie. 
Potem, obok dyń, zauważyła stojącego Dracona, najwyraźniej jej się przyglądającego. Podeszła do niego i zapytała: 
- A więc to mamy robić? Szykować dynie na Noc Duchów? - Starała się, by ton jej głosu był opanowany i chlodny, ale nie za badzo jej to wychodziło. 
- Chyba tak. 
Wtedy oboje usłyszeli, że ktoś wchodzi do sali. Jak się okazało, była to profesor McGonagall, która podeszła do nich i powiedziała: 
- Pewnie domyśliliście się już, co macie robić. Tak, będziecie robić lampiony z dyń na Noc Duchów, które, jak co roku, zawisną pod sufitem na dzisiejszą ucztę. Tylko proszę, bez żadnej magii. Samodzielnie. 
Hermiona pokiwała głową. 
- Aha, tylko się tu nie pozabijajcie. Będę mieć na was oko - dodała jeszcze i wyszła. Teraz oprócz nich w Wielkiej Sali panowała pustka. 
Gryfonka i Ślizgon zabrali się do pracy. Dla Hermiony była to chyba wymarzona kara, ponieważ uwielbiała tego typu zajęcia. Widać było też, że i Draco nie narzekał. Przez dłuższą chwilę nie odzywali się do siebie, pracując w ciszy i skupieniu. Najpierw "wypatroszyli" dynie, a potem zabrali się do wycinania wzorów strasznych twarzy. Gryfonka, skończywszy swoją trzecią dynię, popatrzyła na tą Dracona. 
- Twoja dynia nie ma nosa - zauważyła - Jak Voldemort. 
Nie bała się wymawiać tego imienia, ponieważ było już po wojnie, a Czarny Pan został pokonany. 
- Skąd wiesz, że nie zrobiłem tego celowo? Może chcę, by moja dynia przypominała Voldemorta? 
- Nie wiem - odpowiedziała - Chociaż, w sumie to byłby dobry pomysł. Dynia-Voldemort. 
- Właśnie. Dlatego nie podważaj mojego jakże wspaniałego pomysłu. 
- Ja nic nie podważam - broniła się Hermiona. 
Dalszą część pracy przegadali. Rozmawiali dosłownie o wszystkim. Oboje byli zdziwieni tym, jak naturalnie i swobodnie przychodzi im wymiana zdań. Nie obrażali się już; czuli, że nie tędy droga. Zarówno Hermiona, jak i Draco skrywali uczucie do siebie nawzajem i pozwolili, by jego cząstka wyszła na światło dzienne. 
- Czy w mugolskim świecie obchodzicie Noc Duchów? - zapytał Draco w którymś momencie. 
- Nie, ale mamy tak jakby jego odpowiednik. Halloween - I zaczęła opowiadać mu o tradycjach i zwyczajach związanych z tym świętem, a blondyn uważnie słuchał. Szczególnie zaintrygowało go to, jak mugole przebierają się za różnorodne nadprzyrodzone istoty. Nawet za czarodziei.
- Jakby dowiedzieli się, że część z nich naprawdę istnieje, to chyba dostaliby zawału - skwitował Draco, a Hermiona cicho się zaśmiała. 
Nawet się nie obejrzeli, a już skończyli wykonywać tę pracę. Zgłosili to profesor McGonagall, która była zadowolona i zaskoczona jednocześnie. Hermiona pomyślała, że nauczycielka zdumiała się, że się wzajemnie z Draconem nie pozabijali, jak to wcześniej powiedziała i co więcej - że dobrze się razem dogadują. Ona sama nie mogła uwierzyć, jak tak szybko mogła pogodzić się z wrogiem. 

Wieczorem w Wielkiej Sali odbyła się uczta z okazji Nocy Duchów. Hermiona, patrząc na lampiony z dyń wiszące pod sufitem, była zadowolona z efektu pracy swojej i Dracona. Niektóre dynie faktycznie nie miały nosa i po tym dziewczyna mogła poznać, że było to dzieło Ślizgona. Mimo tego całość prezentowała się naprawdę bardzo ładnie, a sam nawet Dumbledore  w swojej początkowej przemowie wspomniał o tym, kto wykonywał, jak to ujął, "wspaniałe" dekoracje sufitu. 
Podczas posiłku dziewczyna cały czas czuła, że jest obserwowana. Faktycznie, kiedy spojrzała w stronę stołu Ślizgonów zauważyła, że Malfoy jej się przygląda. Podchwyciła jego spojrzenie, a jej kąciki ust delikatnie uniosły się do góry. 
Kiedy najedzona wyszła z Wielkiej Sali by udać się do dormitorium usłyszała za sobą głos Dracona: 
- Hermiona, poczekaj! 
Dogonił ją i stanęli twarzą w twarz. 
- Tak? - zapytała Hermiona. 
Blondyn nic nie odpowiedział, tylko pociągnął ją w stronę pustej klasy i zamknął za nimi drzwi. 
- Co ty... - zaczęła, ale jej przerwał: 
- Posłuchaj mnie. Chcę cię przeprosić. Przeprosić za te wszystkie lata, przez które cię wyzywałem. Wiem, że moje słowa może nic nie znaczą, nie naprawię nimi błędów przeze mnie popełnionych, ale wiedz, że żałuję. Chcę się zmienić. Dzisiaj coś sobie uświadomiłem. Hermiono, ja coś do ciebie czuję... - zawiesił na chwilę głos - Wiem, że ty pewnie nie czujesz tego samego do mnie, ale chciałem, żebyś wiedziała. Nie mogłem dłużej się z tym kryć i przyjmować maskę zimnego drania w stosuku do ciebie. 
Hermionie, usłyszawszy to, kamień spadł z serca. Przez długi czas myślała, że Ślizgon nie odwzajemnia tego, co ona do niego czuła, a tymczasem okazało się, że jest odworotnie. To było istotnie szalone, ale dziewczyna nie uważała tego Ślizgona za wroga. 
- To wspaniale, Draco, bo ja też coś do ciebie czuję - powiedziała. 
Draco popatrzył na nią wzrokiem, jakim nigdy jeszcze na nikogo nie patrzył: pełnym troski, szczęścia, bólu i... miłości. Podszedł do niej i złączył ich usta w czułym pocałunku. 
Obje wiedzieli, że to dopiero początek przygody, jaką przyjdzie im przeżyć ze sobą razem. 

sobota, 17 października 2015

Rozdział 5

Zanim zaczniecie czytać, chcę Was jezcze zapytać o jedną rzecz, a mianowicie: czy chcielibyście, żeby na blogu od czasu do czasu pojawiały się miniaturki niekoniecznie związane z tematem opowiadania, ale osadzone w świecie Harry'ego Pottera, tzn. czy byście je czytali? Odpowiedzi, bardzo proszę, udzielcie w komentarzu :) A teraz, nie przedłużając, zapraszam do lektury.

---

Zerwałam się z łóżka na równe nogi, a moje serce znacznie przyśpieszyło. W tym czasie krzyk zdążył już ucichnąć, co skłoniło mnie do myślenia, że śnię. Z drugiej strony podawałam to w wątpliwość. Ale kto mógł krzyczeć?
Na pewno nie była to Dafne. Tego mogłam być pewna. Znałam ją niemalże doskonale, była przecież moją siostrą. Wiedziałam, jaki ma ton głosu, gdy krzyczy, toteż od chwili usłyszenia tego dziwnego dźwięku byłam świadoma, że to nie ona. Poza tym ten krzyk dochodził jakby z góry, a ona była na dole.
W domu znajdowały się tylko trzy osoby. Skoro to Dafne nie krzyczała, ani tym bardziej ja, to pozostaje tylko jedna osoba... Malfoy.
Kiedy tylko ta myśl wpłynęła do mojej głowy, wydała mi się śmieszna i nierealna. Krzyczący Malfoy - taka wizja pozostawała głęboko w sferach mojego umysłu albo w ewentualnych koszmarach. Ślizgon, jeśli już krzyczał, to robił to nie ze strachu czy przerażenia, tylko ze złości. Szybko odrzuciłam tę możliwość.
Mimo wszystko postanowiłam jednak sprawdzić, czy z moją siostrą wszystko gra, przy okazji może odkrywając źródło dźwięku. Nie miałam pojęcia, kto mógł tak przeraźliwie krzyczeć, co znów wzbudziło we mnie podejrzenie, że miałam jakieś urojenia.
Wolnym krokiem wyszłam z pokoju. Oprócz odgłosu moich kroków na korytarzu panowała cisza absolutna. Z każdej strony otaczała mnie nieprzenikniona ciemność i w duchu przeklinałam siebie, że nie wzięłam różdżki, by rzucić zaklęcie oświetlające.
Po kilku krokach wiedziałam już, że bez chociażby odrobiny światła dalej nie zajdę. Jakimś cudem udało mi się z powrotem trafić do sypialni, z której, dzięki perfekcyjnemu wyczuciu, gdzie co leży, zabrałam swój "magiczny patyk". Wypowiedziałam formułkę zaklęcia, a zaraz potem pomieszczenie rozświetliła jasnoniebieska kula światła.
Znalazłwszy się z powrotem na korytarzu skierowałam się w stronę schodów. Dafne ze zwykłego przyzwyczajenia sypiała w małym pokoiku na dole. Nasz dom był duży i choć mieliśmy do dyspozycji dużo pokojów, sypialni i tego typu pomieszczeń, to ona prawie zawsze zajmowała jeden na dole. Ze mną było podobnie - ja "dysponowałam" jednym pokojem na górze. Reszta, oprócz sypialni rodziców, stała pusta. A że dość często mieliśmy gości, którzy zostawali na noc, wolne pokoje służyły im za miejsce do spania.
Niegdyś często zastanawiałam się nad tym, po co nam taka duża rezydencja, skoro i tak wystarcza nam kilka normalnych pomieszczeń i doszłam do wniosku, że to musi po prostu ładnie wyglądać ze względu na stanowisko mojego ojca, który był ważnym urzędnikiem w Ministerstwie Magii. Nie wątpię, że była to też rzecz do dumy i chwalenia się.
Powoli schodziłam po marmurowych schodach, starając się poruszać niemal bezszelestnie. Światło z różdżki oświetlało mi drogę, a ja zajmowałam się  anazlizowaniem w myślach tajemniczego krzyku, który, jak na razie, usłyszałam tylko raz i nic nie zapowiadało się na to, że usłyszę po raz kolejny.
Może faktycznie się przesłyszałam. Może to był sen, o ile wciąż nim nie był.
Nagle moje uszy odnotowały jakiś dźwięk za mną. Odwróciłam się, by sprawdzić jego źródło, ale nim zdążyłam nawet popatrzeć przed siebie, potknęłam się o jeden schodek. Przygotowywałam się już do bolesnego upadku, ale on nie nadciągał. Zamiast tego znalazłam się w czyichś silnych ramionach, które mocno mnie trzymały.
Podniosłam wzrok. Przede mną znajdował się nie kto inny, jak sam Malfoy. W blasku światła pochodzącego z różdżki, którą wciąż trzymałam w prawej dłoni, wyglądał niesamowicie tajemniczo i jednocześnie przyciągająco. Rzekłabym nawet, że był jeszcze bardziej przystojniejszy niż dotychczas. Zaparło mi dech w piersiach, a po ciele przeszedł delikatny dreszcz.
- Nic ci nie jest? - Jego głos sprawił, że się opamiętałam.
- Nie. Dzięki - bąknęłam i wyprostowałam się, uwolniając się przy okazji z uścisku blondyna, co spowodowało we mnie uczucie wszechogarniającej pustki.
Pod wpływem jego dotyku coś się ze mną działo. Jakaś cząstka mnie pragnęła znów poczuć jego ręce na moim ciele. Nie powinnam była tak myśleć, ale nie mogłam przestać. Odsunęłam się jak najdalej od niego, mając głęboką nadzieję, że ten gest słumi to pragnienie.
Draco stanął wyprostowany. Miał na sobie koszulkę i spodenki, zapewne jego piżamę. Blond włosy, choć lekko ułożone w nieładzie, podkreślały tylko jego urodę. Pierwszy raz widziałam go w w takim stanie. - Co ty tutaj robisz? - zapytałam, starając się brzmieć groźnie. Nie wyszło mi.
Chłopak stłumił uśmieszek, który prawie wykrzywił jego twarz.
- O to samo mógłbym zapytać ciebie - odpowiedział z nutą pogardy.
Wezbrała się we mnie złość.
- Ach, tak? Wiedz tylko, że to mój dom, a ty jesteś tutaj jedynie gościem. Masz ograniczone prawa - syknęłam.
- Nie denerwuj się tak, bo jeszcze wybuchniesz - powiedział, pół żartobliwie, pół sarkastycznie.
Prychnęłam pod nosem.
- Zapytam jeszcze raz. Co tutaj robisz?
- Szukałem ciebie albo twojej siostry - odpowiedział, tym razem już normalnym tonem.
- Mnie albo Dafne? W nocy? Po co? - zasypałam go pytaniami.
- Wydaje mi się, że wasz domowy skrzat niezbyt mnie polubił. Nie, ujmę to inaczej: przestraszył się mnie.
- Nasz domowy skrzat? My przecież nie mamy... - W tym momencie urwałam, bo przypomniałam sobie, że jednak mamy domowego skrzata.
Lenius, skrzat należący do naszej rodziny, bardzo rzadko pojawiał się w progach domu. Jego imię miało coś wspólnego z jego osobowością, bowiem był ogromnie leniwy i jeśli poprosiło się go, by zrobił nawet najdrobniejszy uczynek, wykonywał to z wielką łaską, co rusz narzekając. Potrafił być także chytry i złośliwy, o czym nie raz się przekonałam. Mimo tego, że stawał się praktycznie bezużyteczny, jakoś wciąż pozostawał naszą własnością.
Zastanowiłam się tylko, jakim cudem mógł przestraszyć się Malfoya. Wydawało mi się to być odrobinę nieprawdopodobne, ale nie wykluczałam tej opcji. W końcu, ten skrzat był po prostu dziwny i tyle.
- Lenius. To nasz skrzat, o ile można tak go nazwać. Nie przejmuj się. Ma tendencję do dziwactw. Ostatni raz był tu z miesiąc temu, skoro więc dzisiaj się pojawił, to prędko nie wróci. Tym bardziej, że, jak mówisz, przestraszył się ciebie - wyjaśniłam.
On tylko kiwnął głową, jakby posiadanie specyficznego skrzata, który zjawia się w nocy i przeraźliwie krzyczy było normalnością.
Otwierałam już usta, żeby powiedzieć jakąś uwagę na ten temat, ale ktoś mi przerwał.
- Astoria, Draco, to wy? - Była to Dafne.
Skierowałam na nią promień światła. Znajdowała się u stóp schodów. Nie było po niej widać śladu tego, że dopiero co prawdopodobnie wstała z łóżka.
- Kto krzyczał? - zapytała.
- To tylko Lenius. Wiesz, do czego on jest zdolny. Nic wielkiego, naprawdę - powiedziałam pośpiesznie.
- Och, mogłam się tego domyślić. No nic, wracam do łóżka. Dobrej nocy wam życzę - mówiąc to, wzrok miała wlepiony w Dracona.
Zaraz potem odeszła i zniknęła w ciemnościach. Sprawiała wrażenie, jakbyśmy wcale się nie pokłóciły. Popatrzyłam na Malfoya. Zdawał się chyba nie zauwać tego, w jaki sposób Dafne na niego patrzyła.
- Ja też wracam spać. Dobranoc. - Ominęłam Ślizgona, zduszając w sobie podejrzaną chęć, by z powrotem mnie dotknął.
Sprawa z krzykiem się wyjaśniła, więc nie miałam czego szukać. W chwili, kiedy zamykałam drzwi od pokoju, usłyszałam jeszcze ciche:
- Dobranoc, Astorio.
Przez moje ciało po raz kolejny przeszedł dreszcz. Draco, mój odwieczny wróg, nazwał mnie po imieniu, które tak pięknie brzmiało, kiedy je wypowiadał.
Wypuściłam głośno powietrze z płuc. Ze mną także działo się coś niedobrego. Dzisiaj zapragnęłam, i to nie raz, by Malfoy mnie dotykał. Brzmiało to śmiesznie, ale tak było. Coś się ze mną działo. Nie mogłam pozwolić, by jakieś uczucie wobec tego podłego aroganta mną zawładnęło.
- Nox - szepnęłam, gasząc promień światła.

  *

Następnego dnia przy śniadaniu Dafne znów zachowywała się, jak to ona - gadała niemalże bez przerwy i próbowała zrobić wrażenie na Malfoyu. W jego towarzystwie stawała się zupełnie inną osobą i chyba to mnie najbardziej w tym denerwowało. Nie poznawałam jej, ale nie miałam zamiaru wszczynać kolejnej kłótni. Przynajmniej na razie.
W południe usiadłam z książką na kocu w ogrodzie pod drzewem, podczas gdy moja siostra przebywała z Draconem gdzieś za bramami posiadłości, wychwalając pewnie zalety mieszkania w takim miejscu. Słońce przyjemnie ogrzewało moje nogi, a od pasa w górę cień gałęzi umożliwiał mi czytanie. Uwielbiałam takie letnie dni, kiedy mogłam przebywać sama na świeżym powietrzu, zatapiając się w lekturze.
Odkąd pamiętam, uwielbiałam czytać. Książki przenosiły mnie w inny wymiar i wielbiłam to uczucie. Szczególnie upodobałam sobie opowieści o przygodach mugoli. Chociaż były one z pozoru zwykłe i normalne, to ja uwielbiałam taką prostotę. Mogłam wtedy przenieść się do mugolskiego świata i patrzeć na wszystko z innej perspektywy.
Zatraciłam się w lekturze tak, że o mało co nie usłyszałam charakterystycznego dźwięku zbliżających się kroków. Oderwałam swój wzrok od książki i rozejrzałam się. Obok mnie stał Ślizgon i najwyraźniej przyglądał mi się.
Odchrząknęłam znacząco.
- Już wróciliście? - Starałam się, by mój głos był spokojny. W rzeczywistości byłam rozdarta pomiędzy wstrętem do blondyna a elektryzującym uczuciem pomiędzy nami.
- Nie widać? - Malfoy oparł się o pień drzewa obok mnie.
Zacisnęłam zęby i usiłowałam ponownie skupić się na powieści. Nie było to jednak łatwe, ponieważ on cały czas na mnie patrzył.
Po kilku minutach, podczas których przekonałam się, że Draco najwyraźniej nie ma zamiaru dobrowolnie stąd odejść, zebrałam się na odwagę i powiedziałam:
- Mógłbyś przestać?
Udał zaskoczonego.
- Co mam przestać? Nic nie robię.
- Doskonale wiesz, o co mi chodzi - wycedziłam.
Wzruszył ramionami i chyba chcąc mnie jeszcze bardziej rozgniewać, wpatrywał się we mnie jeszcze intensywniej. Czułam na sobie jego wzrok, który nie pozwalał mi się skupić. Z jednej strony było to przyjemne uczucie, z drugiej - irytujące.
Wreszcie dałam za wygraną i wstałam, składając koc, na którym siedziałam. A on, swoimi szarymi, pustymi oczami lustrował mnie dalej.
Kiedy miałam już odejść gdzieś dalej, poczułam uścisk na ramieniu, który sprawił, że natychmiastowo się odwróciłam. Draco przytrzymywał mnie tak, bym nie mogła odejść. Mój oddech przyśpieszył.
- Czego chcesz? - zapytałam.
- Prawdy. - W jego oczach coś błysnęło.
- Słucham? - Myślałam, że się przesłyszałam. - Nie wiem, o co ci chodzi.
Puścił moje ramię.
- Co jest z Dafne?
- W jakim sensie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Zachowuje się dość dziwnie.
A więc zauważył.
Mała, bardzo mała cząstka mnie poczuła się zawiedziona, lecz nie miałam pojęcia, z jakiego powodu.
- Wiesz, to tylko z podekscytowania. Cieszy się, że przyjechałeś. - W pewnym sensie kłamałam, lecz nie miałam zamiaru mówić mu o tym, że mojej siostrze podoba się pewien Ślizgon o blond włosach. Nie jest głupi, niech sam się domyśli.
I odeszłam, nie dając blondynowi szansy na odpowiedzenie chociażby jednego słowa.

niedziela, 11 października 2015

Miniaturka Dramione - Tchórz


Na początek śpieszę z wyjaśnieniami. Wiem, że nowy rozdział miał być już dawno temu. Doskonale to wiem. Ale zostałam ostatnio zawalona nauką, że po prostu nie wyrabiam. Przepraszam. Tyle w temacie. 
Dzisiaj wstawiam miniaturkę. Dramione. Tak, dobrze czytacie. Chcąc Wam jakoś "umilić" czas oczekiwania na nowy rozdział, który postaram się opublikować w środę, napisałam moją pierwszą w życiu miniaturkę, do tego niezwiązaną z tematem bloga. Teraz, gdy tak ją czytam, wydaje się być dziwna, ale cóż... Chciałam napisać coś innego. Wyszło, jak wyszło. Napiszcie, co o takim czymś sądzicie. Możecie mnie krytkować, proszę bardzo.
PS Od dzisiaj odpowiadam na komentarze, więc możecie pytać, o co tylko chcecie ;) 



"Spójrz w moje oczy

        Tam kryją się demony."

Przy wielkim, ciemnym stole zasiedli Śmierciożercy oraz sam Czarny Pan we własnej osobie. Miała odbyć się ważna narada dotycząca spraw świata czarodziejskiego oraz tego, kiedy rozpocząć atak na Hogwart.

Honorowe miejsca przy stole, bo tuż obok Voldemorta, zajęła rodzina Malfoyów - Narcyza i Lucjusz oraz ich syn Draco, który, choć teoretycznie był jeszcze uczniem szkoły magii, niedawno został Śmierciożercą. W głębi duszy wcale tego nie pragnął. Czarny Pan wyznaczył mu jednak misję, a on nie miał wyboru... Gdyby się sprzeciwił, niosłoby to ze sobą poważne konsekwencje - nawet śmierć. A może po prostu nie miał odwagi?
Myśli Dracona zajmowały w tamtym momencie zupełnie coś innego. Hermionę Granger. Nie mógł przestać nie zastanawiać się, gdzie teraz jest, co robi. Czy jest... bezpieczna?
Była ona dla niego kimś ważnym, tak samo jak on dla niej. Choć na początku nienawidzili siebie nawzajem - wszak ona była szlamą, przyjaciółką Pottera, a on wrednym Ślizgonem ceniącym czystość krwi ponad życie - to potem, w piątej klasie, coś między nimi zaczęło się zmieniać. To coś pojawiło się tak nagle, niespodziewanie, że oboje byli tym zupełnie zaskoczeni. Uczucie.
Doskonale pamiętał ten dzień, kiedy powiedział jej, co czuje.

Wszedł do biblioteki i rozejrzał się. Hermiona stała przy jednej z półek, najwyraźniej czegoś szukając. Uśmiechnął się sam do siebie. Doskonale wiedział, że ją tu zastanie.
Podszedł do niej, układając sobie w głowie to, co miał zamiar jej wyznać.
- Hej - przywitał się.
Dziewczyna najwyraźniej nie usłyszała, że ktoś nadchodzi, bo na dźwięk jego głosu wzdrygnęła się lekko, a zaraz potem odwróciła.
- Yyy... Hej? - odpowiedziała.
Od pewnego czasu dawał jej poznać po swoim zachowaniu, że jego stosunek co do jej się zmienił. Mimo tego, iż jakaś jego cząstka krzyczała, że Granger jest przecież nieznośną szlamą, a druga znowóż, że ten związek nie ma przyszłości nie mógł tak po prostu zignorować tego, co do niej czuje.
Hermiona, widząc te "starania" nabrała niemałych podejrzeń o jakimś spisku, który knuje Malfoy, by ją upokorzyć. W końcu ktoś taki jak on miałby nagle zmienić zmienić swoje poglądy? Nie wierzyła w to. Wkrótce jednak miała się przekonać o tym, jak bardzo się myliła.
- Możemy porozmawiać? - zapytał.
Przez twarz Hermiony przemknął wyraz zaskoczenia.
- O czym TY chcesz ze mną rozmawiać?
- Mam ci coś ważnego do powiedzenia - odparł.
Wiedział, że będzie zdziwiona. Byli przecież swoimi odwiecznymi wrogami. Ale wiedział też, że ona musi dowiedzieć się o tym, co on czuje.
- Ee... Dobra - powiedziała, odkładając na miejsce książkę, którą aktualnie trzymała w dłoniach.
Blondyn skierował się w stronę wyjścia z biblioteki, a Hermiona niepewnie podążyła za nim.
Znaleźli się na korytarzu. Przeszli kilka kroków, po czym Draco skręcił w lewo i wszedł do pustej klasy. Dziewczyna zrobiła to samo.
Zamknął za nimi drzwi, słysząc, jak Gryfonka lekko wzdycha.
- Po co mnie tu przyprowadziłeś, Malfoy? - Chłód w jej głosie o mało co nie spowodował wycofania się Dracona z tego, co zamierzał jej oznajmić. Ale przecież on przez wiele lat traktował ją o wiele gorzej, wyzywając od szlam. Nie mógł oczekiwać, że będzie miła w stosunku do niego.
Mimo wszystko pragnął, by poznała prawdę. Nie potrafił dłużej się z tym ukrywać.
- Posłuchaj, Hermiono...
- Odkąd mówisz do mnie po imieniu? - przerwała mu.
- Daj mi dokończyć. Posłuchaj, wiem, że się nienawidziliśmy. Wiem, jakimi jesteśmy wrogami. Ale... Od pewnego czasu coś mnie do ciebie przyciąga, rozumiesz? Nie czuję już nienawiści. To miejsce zastąpiło jakieś uczucie - rzekł.
Hermiona stanęła jak wryta. Malfoy, ten sam, który jej nienawidził (i z wzajemnością) wyznaje, że coś się zmieniło? Że poczuł do niej... coś więcej niż tylko nienawiść? Nie wierzyła w to, co słyszy.
- Przepraszam, możesz powtórzyć? Bo chyba się przesłyszałam - odezwała się w końcu.
- Nie, nie przesłyszałaś się. Właśnie powiedziałem, że...
- W co ty ze mną pogrywasz, Malfoy? Nie dam się na to nabrać. Możesz sobie darować.
Brązowowłosa uznała, że to spisek. Malfoy na pewno chce ją upokorzyć, tak, jak podejrzewała po jego dziwnym zachowaniu.
- Przysięgam, nic nie knuję. - Draco jakby czytał w jej myślach - A oto dowód. Przepraszam cię, Hermiono Granger. Przepraszam cię za wszystkie krzywdy, które ci wyrządziłem. Przepraszam.
Tym razem Hermionę jeszcze bardziej zamurowało. Przepraszający Malfoy to było coś niezwykłego, wyjątkowego. Przecież Malfoyowie nigdy nie przepraszają!
- Wierzysz mi? Nie oczekuję od ciebie, że mnie polubisz. Na Salazara, nie oczekuję nawet tego, że mi wybaczysz. Chciałem po prostu, żebyś wiedziała. I uwierzyła w moją szczerość, jeśli to możliwe. - Po tych słowach popatrzył jej w oczy i wyszedł. Był nieco zły na siebie, że wyszedł na jakiegoś... mięczaka? Nie, co to, to nie, ale miał wrażenie, że powiedział za dużo.
Hermiona została sama. Nie miała pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Nie miała także pojęcia, że już niedługo jej świat wywróci się do góry nogami pod wpływem uczuć Malfoya.

Nagle wrota wielkiej sali otworzyły się gwałtownie. Wszyscy zebrani, łącznie nawet z Czarnym Panem odwrócili głowy w tamtym kierunku.
W drzwiach stała Bellatrix Lestrange, na którą czekało ostatnie wolne miejsce przy stole. Na jej twarzy czaił się złowrogi i perfidny uśmieszek.
- Mamy gościa - oznajmiła.
Poruszyła swoją różdżką, a zza jej pleców, lewitując w powietrzu, wyłoniła się jakaś postać. Hermiona.
Wystarczyło krótkie spojrzenie na nią i od razu było wiadomo, że jest świeżo po torturach. Jej twarz była cała sina, usta nabrzmiałe, a na policzkach widniały ślady łez.
Draco wstrzymał oddech. Na jego serce spadł jakby ciężki kamień. Jak ona się tutaj znalazła? Co usiłowała zrobić?
- Złapaliśmy ją w niedaleko stąd, w lesie. Była z Weasleyem. Jemu niestety udało się uciec - dodała Bellatrix.
- Doskonale - wysyczał Voldemort - Doskonale. Daj ją tutaj. Pora z nią skończyć.
Draco myślał gorączkowo. Co miał zrobić? Musiał coś uczynić... Z jednej strony nie chciał, by ona umarła... Przez niego. Z drugiej, gdyby próbował się sprzeciwić, zabiliby i jego. Liczył, że dadzą sobie z nią spokój. Żałosne i nierealne były jednak te jego nadzieje.
Bellatrix zajęła swoje miejsce, a Hermionę "przetransportowała" na środek stołu. Jej głowa spoczęła akurat w miejscu, gdzie siedział Draco.
Spojrzał jej w oczy. Były puste, bez wyrazu. Najwyraźniej go zauważyła, bo odwzajemniła to spojrzenie. I wtedy w miejsce tej pustki pojawił się wielki ból i smutek.
Blondyn przypomniał sobie ich ostatnie spotkanie.

Było to tuż przed wypełnieniem misji, którą powierzył mu Czarny Pan. On i Hermiona definitywnie byli już parą. Kilka dni po wyznaniu Dracona Hermiona postanowiła mu zaufać. Tak, zdobył jej zaufanie. Spędzali ze sobą coraz więcej czasu, na nowo się poznając. On pozwolił jej zobaczyć inną stronę swojej osobowości. Lepszą. Odkryła całkiem innego Malfoya niż tego, którego znała, zakochując się w nim z wzajemnością.
Oboje wiedzieli, że ten związek nie ma przyszłości. Lecz pomimo tego chcieli nacieszyć się choć krótkimi chwilami szczęścia, jakie przystało im przeżyć razem.
Draco nie powiedział jej o swojej misji. Tylko raz napomknął coś o ważnym zadaniu, jakie go czeka, ale Hermiona nie dopytywała się szczegółów. Nie chciał jej martwić. Nie chciał, by myślała, że jest jakimś potworem, chociaż tak naprawdę w głębi duszy taki właśnie był.
- Hermiono, dzisiejszego wieczoru będzie miało miejsce ważne wydarzenie - oznajmił jej, kiedy siedzieli, przytuleni do siebie, chłonąc tę chwilę przyjemności.
- Jakie? - Dziewczyna popatrzyła mu w oczy, z których emanował, jak zwykle, chłód.
- Nie mogę ci powiedzieć. Ale ono może mieć wpływ na przyszłość. Proszę cię więc, na wszelki wypadek, pamiętaj, gdyby stało się coś złego, nie szukaj mnie i...
- Draco, o czym ty w ogóle mówisz? Co niby miałoby się stać?
- Po prostu, gdyby wydarzyła się jakaś zła rzecz, wtedy mnie tu nie będzie. I nie szukaj mnie. - Pochylił się, by ją pocałować, a dziewczyna to odwzajemniła. Nie zadawała więcej pytań, ponieważ miała przekonanie, że Draco jej nie odpowie, jak zwykle, gdy pytała o szczegóły czegoś. Taki już był. Tajemniczy, a ona to akceptowała.
Nie mogła przewidzieć, że był to ich ostatni pocałunek.

Wspomnienia spływały na niego niczym fala gorąca. Nic jej przecież nie obiecał. Nie miał obowiązku jej chronić...
Skarcił się za te myśli. Co się z nim działo? Dopiero co zastanawiał się, czy Hermiona jest bezpieczna, a teraz wmawiał sobie, że wcale nie miał zamiaru jej chronić?
Tymczasem Lord Voldemor wyciągał różdżkę, by wypowiedzieć najstraszniejsze niewybaczalne zaklęcie. Jeszcze chwila i ktoś taki jak Hermiona Granger przestanie istnieć.
Musiał coś zrobić. Bił się z myślami. Co robić, co robić... A może czego nie robić?
I wtedy spłynęło na niego dziwne uczucie. Nie musiał reagować. Mógł pozwolić jej umrzeć. Bał się zaryzkować i zaprotestować. A przecież nic nie musiał. Nie był zobowiązany.
Ponownie spojrzał jej w oczy. Jego nie wyrażały już żadnych emocji. Jej natomiast były przepełnione goryczą.
- Draco... - szepnęła ledwie niedosłyszalnie. Zaufała mu, a on okazał się być taki, za jakiego niegdyś go uważała.
On nie zareagował. Odwrócił wzrok, akurat w momencie, kiedy Voldemort krzyknął:
- Avada kedavra!
Z różdżki Lorda wystrzelił zielony promień, który w ułamku sekundy dosięgnął Hermionę. Martwa.
Draco przełknął ślinę. Pozwolił jej umrzeć. A najgorsze było to, że nie czuł z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. To oznaczało też, że tak naprawdę wcale jej nie kochał. Choć może była to swego rodzaju specyficzna miłość?
Nad Draconem przejęły władzę złe demony. Zło w nim zakorzenione po raz kolejny sprawowało władzę.
Była też druga strona medalu. Draco najzwyczajniej w świecie bał się. Bał się konsekwencji, jakie niosłyby za sobą sprzeciwienie się Voldemortwi. Był zwykłym tchórzem, z czego nie zdawał sobie sprawy.

niedziela, 27 września 2015

Rozdział 4


Zaskoczenie, a zaraz potem palące poczucie wstydu spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Przyłapał mnie!
Popatrzył na swoją własną otwartą walizkę, której nie zdążyłam zamknąć. Nie trwało to długo, bowiem po ułamku sekundy jego lodowate spojrzenie utkwione było we mnie, przez co po moim ciele przeszedł dreszcz. Dopiero teraz zauważyłam, jakie miał oczy - puste i zimne.      
- Co ty robisz z MOJĄ walizką? - wycedził przez zaciśnięte zęby, podkreślając słowo "moją".
- Ja... Emm... - zaczęłam się tłumaczyć, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy.
Wtedy on mi przerwał:
- Nie tłumacz się, Greengrass. Nie wiem, czego szukałaś, ale uwierz mi, że nic ciekawego tam nie ma.
Nie odpowiedziałam. Powoli zdałam sobie sprawę z tego, jak głupim pomysłem było przeszukiwanie jego walizki.
Postanowiłam szybko stąd wyjść. Wstałam i ominęłam wyraźnie złego Malfoy'a stojącego dalej w tym samym miejscu.
Ledwie przekroczyłam próg, poczułam ostre szarpnięcie, w wyniku którego gwałtownie się odwróciłam. Stanęłam twarzą w twarz z blondynem, który mocno zaciskał swoją rękę na moim lewym przedramieniu. Bolało, lecz nie dałam tego po sobie poznać.
- Na przyszłość pamiętaj, że w cudzych rzeczach się nie grzebie - warknął, wyraźnie wściekły.
Kiwnęłam głową, co było chyba najgłupszą reakcją na te słowa. Chciałam jednak jak najszybciej znaleźć się daleko od niego.
Zaraz potem puścił mnie, a ja udałam się do pokoju na końcu korytarza.
Pamiętałam, żeby drzwi za sobą zamknąć na klucz. Jeszcze tego mi brakowało, by Malfoy za mną przyszedł, choć szczerze w to wątpiłam.
Usiadłam na najbliższym, aksamitnym fotelu i zamknęłam oczy.
Uświadomiłam sobie, że grzebanie w rzeczach Ślizgona było faktycznie złym pomysłem, wręcz karygodnym. Nie powinnam była posuwać się do takiej czynności już pierwszego dnia... Choć z drugiej strony kierowała mną ciekawość i podejrzliwość.
A on to widział. Przyłapał mnie na gorącym uczynku. Wstyd, wstyd i jeszcze raz wstyd.
I ten jego wyraz twarzy... Był ewidentnie wkurzony. Nie dziwię mu się. Gdyby ktoś przeszukiwał moje rzeczy, czułabym się tak samo.
Przez moment, wtedy, kiedy mnie złapał za ramię, bałam się, że coś mi zrobi. Tak, pomimo mojej gryfońskiej odwagi, obawiałam się tego. W jego oczach czaiło się coś złowrogiego, coś, co nawet mnie napawało strachem.
Zastanawiałam się, czy Malfoy poskarży się Dafne o moim "wybryku" i jak zmieni się jego zachowanie względem mnie. Bo tego mogłam być pewna - nie będzie już taki miły, jak był przedtem.
Ciekawe, po co blondyn wrócił do swojego tymczasowego pokoju. Pewnie i tak się tego nigdy nie dowiem.
Odetchnęłam głęboko. Bez względu na wszystko, muszę przetrwać ten miesiąc. Wszak obiecałam sobie, że stawię czoła Malfoyowi. I obietnicy dotrzymam.
Wstałam i podeszłam do okna, z którego widok roztaczał się na nasz zachwycający ogród. W oddali dostrzegłam moją siostrę i Dracona, który najwyraźniej zdążył do niej dołączyć. Rozmawiali, a Dafne śmiała się z czegoś. Miałam nadzieję, że Malfoy jeszcze nie powiedział jej o tym, co robiłam.
W pewnym momencie Draco uniósł głowę i skierował swój wzrok na mnie. Czym prędzej odeszłam od okna.
*
Resztę dnia spędziłam zamknięta w czterech ścianach na czytaniu książki i w międzyczasie rysowaniu, które tak uwielbiałam. Odważyłam się wyjść tylko raz i na szczęście nie spotkałam na swojej drodze Malfoy'a ani Dafne. Podejrzewam, że moja siostra zaangażowała się w oprowadzanie naszego gościa po okolicy i tym podobnych, że całkowicie zapomniała o moim istnieniu. Tym dobrze dla mnie, bo nie miałam ochoty stawać twarzą w twarz z Draconem.
Utwierdziłam się także w przekonaniu, że blondyn nie powiedział Dafne o tym, jak przeszukiwałam jego bagaż, bo z pewnością gdyby się o tym dowiedziała, od razu zabrałby mnie na "poważną" rozmowę i przypomniała, jak powinnam się zachowywać. A przed tym oczywiście wysłałaby sowę do rodziców ze skargą na mój karygodny czyn.
Kiedy na dworze zrobiło się ciemno, a zegar wskazywał 20.00 wiedziałam, że nie mam wyjścia i muszę zejść na dół na kolację. Gdybym się nie pojawiła, siostra zaczęłaby coś podejrzewać i kto wie, czy nie zapytałaby Malfoy'a, który by jej wszystko wygarnął...
Swoją drogą, czy to nie dziwne, że Draco jej się nie poskarżył? No dobra, mógł to zrobić jeszcze w każdej chwili, więc nie ma co jeszcze przesądzać sprawy.
Odłożyłam na bok szkicownik, w którym właśnie skończyłam rysować mojego patronusa - jastrzębia - i wyszłam na korytarz, przygotowując się na spotkanie z osobnikiem zwanym Draconem Malfoyem.
Po chwili znalazłam się w kuchni. Przy stole siedziała Dafne wraz z blondynem. Spostrzegła mnie i powiedziała:
- O, jesteś wreszcie, Astorio! Czekaliśmy na ciebie. Siadaj.
Posłusznie usiadłam, jak najdalej od Malfoy'a.
Wzięłam z dużego talerza na środku stołu kanapkę i zaczęłam jeść, podczas, gdy Dafne paplała o najrozmaitszych sprawach. Draco wydawał się być bardziej rozmowny niż podczas pierwszego wspólnego posiłku i często jej odpowiadał.
Tradycyjnie, ja się nie odzywałam. Po skończonym jedzeniu wstałam i wyszłam z jadalni, czując na sobie czyjś wzrok.
Byłam na schodach, kiedy zatrzymał mnie głos Dafne:
- Astorio, poczekaj! Musimy porozmawiać.
A co, jeśli Draco jednak powiedział jej o wszystkim?
Zawróciłam i znów znalazłam się w kuchni. Po drodze minęłam się z wychodzącym Draconem, na którego starałam się nie patrzeć. Między nami dało się wyczuć to napięcie po tym, co zrobiłam.
Dafne najwyraźniej była przygotowana na naszą rozmowę, bo stała z założonymi rękami oparta o blat kuchenny.
Obawiałam się, że dowiedziała się wszystkiego.
- O co chodzi? - zapytałam.
- To ty mi powiedz, o co chodzi. Dlaczego siedziałaś prawie pół dzisiejszego dnia na górze, niemalże wcale nie wychodząc? Powinnaś spędzać czas ze mną i z naszym gościem... Pomyśl tylko, co on teraz o tobie myśli!
Akurat mało mnie obchodziło to, jakie zdanie Malfoy ma na mój temat. Bylebym tylko ja nie robiła głupich rzeczy wobec niego, tak jak dzisiaj, a poza tym może sądzić o mnie, co tylko sobie uważa.
W duchu ucieszyłam się z tego, że prawdopodobnie Ślizgon nic jej nie powiedział.
- I dopiero teraz mi to mówisz? Wiesz, jakoś wcześniej nic nie wskazywało na to, że cię to interesuje. Wolałaś podlizywać się Malfoy'owi, a na mnie nie zwracałaś uwagi - odgryzłam się.
- Ja wcale się nie podlizuję! - zaportestowała.
Ja jednak wiedziałam swoje. Nie wiem, co mną kierowało, ale postanowiłam coś jej uświadomić.
- Och, tak? To dlaczego cały ranek spędziłaś na przygotowywaniu się do jego wizyty, a kiedy już się zjawił, gadałaś jak jakaś przekupka i...
- Przestań! - krzyknęła.
- Nie zaprzeczaj. Widzę, że on ci się podoba, tak? Martwi mnie to. Martwi mnie, bo znasz Malfoy'a, wiesz, jaki jest... - Oto cała prawda.
- Wcale nie - powiedziała dziwnym, cichym głosem.
- Przemyśl to sobie, Dafne. - Wyszłam, zatrzaskując drzwi.

*
W nocy nie mogłam zasnąć. Dręczyło mnie lekkie poczucie winy z powodu tego, co powiedziałam Dafne. Chociaż to prawdopodobnie było prawdą, to ja tu byłam winna. Ja przeszukiwałam rzeczy Malfoy'a, a moja siostra o tym nie wiedziała. Nie wyobrażam sobie, co by było, gdyby się jednak dowiedziała. W duchu dziękowałam blondynowi za to, że nic jej nie powiedział.
Zastanawiałam się, co przyniesie jutrzejszy dzień. Przede wszystkim ciekawiło mnie, jak będzie zachowywał się Malfoy. Byłam także świadoma tego, że nie mogę przez cały czas zamykać się na górze. Z pewnością moja siostra już coś wymyśli.
W końcu zmęczenie dało górę. Prawie zasypiałam, kiedy niespodziewanie usłyszałam mrożący krew w żyłach krzyk.

---

Zdaję sobie sprawę, że trochę Was zawiodłam, bo: 
a) rozdział miał być dłuższy, a wyszło, jak wyszło, 
b) moja wena uciekła gdzieś w las i nie chce wrócić. 
No cóż, mam nadzieję, że zadowolicie się na razie tym, co jest. Jeśli będziecie ładnie komentowali, następny pojawi się szybciej, może nawet już w czwartek czy piątek. I będzie dłuższy - to mogę Wam obiecać na pewno.

sobota, 19 września 2015

Rozdział 3

Przede mną stał nie kto inny, jak Draco Malfoy we własnej osobie.
Miał na sobie białą koszulkę i dżinsy. Mimo tego, że był ubrany z pozoru zwyczajnie, trzeba przyznać, że na swój sposób wyglądał imponująco. No oczywiście, przecież to Malfoy. Mógł mieć okropny charakter, ale urody odmówić mu nie można.
Przez chwilę i ja dałam się ponieść jego urokowi. Wpatrywałam się w niego jak w jakiś posąg i nie potrafiłam przestać. Zapomniałam, że go nienawidzę i trwałam tak, sekunda po sekundzie, gapiąc się na blondyna.
Otrząsnęłam się z transu dopiero wtedy, kiedy usłyszałam chrząknięcie chłopaka. Pokręciłam głową, usiłując przywrócić sobie racjonalne myślenie i wtedy usłyszałam jego cichy śmiech.
- Co, aż tak na ciebie działam? - powiedział, wyraźnie rozbawiony.
Na te słowa o mało co się nie zarumieniłam i... Na Godryka! Co się ze mną dzieje! Przecież Malfoy to skończony kretyn... Ogarnij się, Astorio - nakazałam sobie w myślach.
Próbowałam także odnaleźć w jego głosie sarkazm, ironię - cokolwiek. Niczego jednak, poza normalnym rozbawieniem, nie wyczułam.
- Pff - parsknęłam. - Chyba niepoprawnie odczytujesz moje intencje. Jestem zaskoczona, bo to raczej nie jest normalne, że ktoś nagle pojawia się jak gdyby nic w środku lasu i...
- Nie pojawiam się tu bez powodu - przerwał mi.
Dopiero teraz zauważyłam, że w prawej ręce trzyma, prawdopodobnie zmniejszoną zaklęciem, walizkę.
- Jak ty... - zaczęłam, lecz nie mogłam dokończyć, bo Draco mi uciął:
- Teleportacja. Mówi ci to coś?
Och... Teleportacja! Nie miałam pojęcia, jak to się stało, ale kompletnie zapomniałam, że w tym miejscu znajdował się punkt teleportacyjny. I to by wyjaśniało pojawienie się Malfoy'a akurat tutaj...
- Jasne - bąknęłam cicho, za bardzo nie wiedząc, jak się zachować.
- A więc... Będziesz tak stała czy uprzejmie zaprowadzisz mnie do swojego domu? - zapytał, zbliżając się do mnie ze swoją walizką.
- Ee... - wyjąkałam. - No to chodź za mną.
O dziwo, Draco nie skomentował mojego jąkania, tylko skinął głową. Tym razem nie mogłam wyczytać z jego twarzy żadnych emocji.
Podniosłam się z pnia drzewa, o który wciąż byłam oparta i zawróciłam, schodząc na ścieżkę.
Nie zaszczyciłam Dracona nawet spojrzeniem. Słyszałam jego kroki za sobą, więc mogłam być pewna, że idzie za mną.
Nikt z nas się nie odzywał. Panowała cisza absolutna. W końcu, kiedy byliśmy już blisko, postanowiłam ją przerwać:
- Lepiej się przygotuj, Malfoy. Moja siostra urządza obiad na twoje powitanie.
Chciałam, by zabrzmiało to jakoś nieprzyjaźnie, ale nie udało mi się mówić takim tonem.
- Naprawdę? - Usłyszałam od niego.
Zdusiłam ochotę obejrzenia się za siebie.
- Tak.
O mało co nie dodałam, że od rana Dafne przygotowywała się do jego wizyty i jak mnie tym denerwowała. Nim zdążyłam jednak powiedzieć choćby słówko na ten temat, znaleźliśmy się przy głównej bramie wejściowej.
Weszliśmy prosto do ogrodu, który dosłownie zachwycał swoim pięknem. Wcześniej się nie rozglądałam, bowiem biegłam szybko, ale teraz mogłam podziwiać rosnące w nim kwiaty i rośliny. I co z tego, że robię to prawie codziennie... Po prostu wciąż nie mogę się napatrzeć.
- Wasz ogród jest piękny - Odezwał się głos za moimi plecami.
Odwróciłam się gwałtownie i ze zdziwieniem popatrzyłam na Dracona.
- Co? Mówię, co myślę - powiedział spokojnie.
- Nic - szepnęłam, prawie niesłyszalnie i odwróciłam się, by znów zacząć iść powolnymi krokami w stronę ogromnego domu. On podążył za mną.
Zdziwiła mnie jego reakcja. Dziwiło mnie również jego zachowanie. Malfoy, którego znałam nigdy nie okazywał swoich uczuć i emocji. Malfoy, którego znałam był sarkastycznym dupkiem i przeciwieństwem tego Malfoy'a, który właśnie szedł za mną. Czy wyciągnął wnioski z wojny i się zmienił? Wątpię, ale jego postawa była co najmniej dziwna.
Ledwo przekroczyliśmy próg domu, Dafne już doskoczyła do nas prawie w podskokach, aż za nadto radosna.
- Witaj, Draconie! - wykrzyknęła, a ja miałam wrażenie, że zaraz rzuci mu się na szyję. Na szczęście, nic takiego się nie stało.
O moim stroju nie wspomniała nic. Zresztą, Draco był również normalnie ubrany.
- Cześć, Dafne - odpowiedział jak gdyby nic.
- Jesteś głodny? Ach, co to za pytanie, oczywiście, że jesteś. Przygotowałyśmy z Astorią posiłek dla ciebie - szczebiotała.
Miałam głęboką ochotę wybuchnąć gromkim śmiechem. Ledwo się przed tym powstrzymałam, pozwalając sobie jedynie na niemal niewidoczny uśmiech. Dafne ewidentnie podlizywała się Draconowi i właśnie to mnie tak śmieszyło.
Dafne skierowała się do salonu, odbierając walizkę Draconowi i stawiając ją gdzieś w kącie, a my nie mieliśmy innego wyboru, jak tylko podążyć za nią.
Siadłam do stołu, nie odzywając się ani słowem. Moja siostra usiadła naprzeciwko mnie, na przeciwległym jego krańcu, za to Malfoy zajął miejsce obok mnie. Przez to poczułam się odrobinę nieswojo, ale usiłowałam nie zwracać na to uwagi.
Jednym machnięciem różdżki Dafne na talerzach każdego z nas pojawił się posiłek składający się z małej pieczeni, ziemniaków i sałatki.
Zaczęliśmy jeść, a Dafne gawędziła o różnych sprawach, począwszy od tego, jaka to nasza okolica jest piękna i jak Draconowi będzie tu wspaniale przez następny miesiąc, na historiach z dzieciństwa skończywszy.
Draco momentami potakiwał i dodawał coś od siebie, lecz sporadycznie. Ja natomiast prawie wcale nie słuchałam wywodu siostry. Wydawało mi się, że młody Malfoy tak samo jak ja nie ma ochoty na taką rozmowę. Czy Dafne naprawdę tego nie widziała?
Po skończonym poczęstunku cała nasza trójka wstała od stołu.
- Dziękuję - Draco znów silił się na uprzejmość, co wzbudziło moje podejrzenia.
- Nie ma za co. Draconie, czy miałbyś ochotę teraz co nieco pozwiedzać? - zapytała Dafne.
- Z przyjemnością.
- Świetnie! Astorio, pokaż naszemu gościowi, gdzie jest jego pokój, a zaraz potem idziemy na spacer - poprosiła mnie.
Kiwnęłam głową.
- Chodź - zwróciłam się do Malfoy'a.
Poszliśmy na górę, a o drodze blondyn zabrał swoją walizkę. Czułam na sobie jego spojrzenie, które wywoływało we mnie mrowienie.
- To tutaj - Pokazałam mu drzwi do pokoju, w którym miał spać.
Otworzyłam je i weszliśmy do wnętrza. Pomieszczenie ogólnie było duże. Na środku znajdowało się wielkie łóżko z satynową pościelą, obok którego stały dwa, obite aksamitem fotele. Przy oknie z jedwabną firanką ustawiona była średniej wielkości brązowa szafa.
Draco oparł swoją walizkę o ścianę, wyciągnął swoją różdżkę i powiększył ją zaklęciem. W tej samej chwili dobiegł nas głos Dafne:
- Draconie, Astorio, chodźcie!
- Idź, Malfoy. Powiedz jej, że ja zostaję - oświadczyłam.
Draco wyszedł na korytarz, ale zaraz się odwrócił.
- Na pewno nie idziesz?
- Na pewno - syknęłam przez zaciśnięte zęby.
Wyszłam z pokoju za nim, ale skierowałam się w stronę łazienki. Kiedy się tam znalazłam, popatrzyłam w lustro.
Co się ze mną dzieje? Draco Malfoy to mój wróg, a tymczasem... Tymczasem dałam się ponieść jego urokowi. Nie mogę na to więcej pozwolić! Nie chciałabym stać się jak te dziewczyny, które niegdyś w Hogwarcie latały za nim, szalejąc z "miłości", jeśli tak to ujmę. Z drugiej jednak strony gdzieś w głębi serca wiedziałam, że nigdy w życiu nie byłabym taka.
Jest jeszcze to dziwne zachowanie Malfoy'a, o Dafne już nawet nie wspominając. Czy to możliwe, że się zmienił? Nie wiem.
A jeśli on coś kombinuje...? Znając go, ta opcja jest bardzo prawdopodobna. Co miałam zrobić, żeby to sprawdzić?
Śledzenie chłopaka nie wchodziło w grę. W głowie miałam pustkę. I nagle sobie przypomniałam. Walizka!
Usłyszałam trzask zamykanych drzwi, co oznaczało, że Draco i Dafne wyszli. Wiedziałam, co mam robić.
Szybkim krokiem wyszłam z łazienki i w mgnieniu oka znalazłam się w tymczasowym pokoju Dracona. Podeszłam do czarnego bagażu i zabrałam się za jego otwieranie. Spodziewałam się, że będzie zamknięty jakimś zaklęciem, ale tak nie było.
Wzięłam głęboki wdech i odchyliłam klapę walizki. Na wierzchu leżało kilka t-shirtów i nic szczególnego.
Jeśli coś ukrywał, schował to głęboko na dnie, więc zabrałam się do przekopywania sterty ubrań.
Ledwie dotarłam do dna, moje uszy zarejestrowały cichy dźwięk otwieranych za mną drzwi. Znieruchomiałam, ale zaraz po tym gwałtownie się obróciłam.
Zobaczyłam Dracona lustrującego mnie wzrokiem.

---
Witam Państwa ponownie! :D Jeszcze raz dziękuję za wszystkie komentarze, które zostawiacie po sobie - to mnie ogromnie motywuje i obudza moją wenę. Wasze podejrzenia pod poprzednim rozdziałem były genialne. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam i ten również Wam się podobał. Koniecznie napiszcie swoją opinię i uwagi w komentarzu! 
Na pewno zauważyliście także zmianę szablonu. Wykonała go Mia z land-of-grafic, której jeszcze raz dziękuję. Podoba Wam się? ;)