Zaskoczenie, a zaraz potem palące poczucie wstydu spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Przyłapał mnie!
Popatrzył na swoją własną otwartą walizkę, której nie zdążyłam zamknąć. Nie trwało to długo, bowiem po ułamku sekundy jego lodowate spojrzenie utkwione było we mnie, przez co po moim ciele przeszedł dreszcz. Dopiero teraz zauważyłam, jakie miał oczy - puste i zimne.
- Co ty robisz z MOJĄ walizką? - wycedził przez zaciśnięte zęby, podkreślając słowo "moją".
- Ja... Emm... - zaczęłam się tłumaczyć, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy.
Wtedy on mi przerwał:
- Nie tłumacz się, Greengrass. Nie wiem, czego szukałaś, ale uwierz mi, że nic ciekawego tam nie ma.
Nie odpowiedziałam. Powoli zdałam sobie sprawę z tego, jak głupim pomysłem było przeszukiwanie jego walizki.
Postanowiłam szybko stąd wyjść. Wstałam i ominęłam wyraźnie złego Malfoy'a stojącego dalej w tym samym miejscu.
Ledwie przekroczyłam próg, poczułam ostre szarpnięcie, w wyniku którego gwałtownie się odwróciłam. Stanęłam twarzą w twarz z blondynem, który mocno zaciskał swoją rękę na moim lewym przedramieniu. Bolało, lecz nie dałam tego po sobie poznać.
- Na przyszłość pamiętaj, że w cudzych rzeczach się nie grzebie - warknął, wyraźnie wściekły.
Kiwnęłam głową, co było chyba najgłupszą reakcją na te słowa. Chciałam jednak jak najszybciej znaleźć się daleko od niego.
Zaraz potem puścił mnie, a ja udałam się do pokoju na końcu korytarza.
Pamiętałam, żeby drzwi za sobą zamknąć na klucz. Jeszcze tego mi brakowało, by Malfoy za mną przyszedł, choć szczerze w to wątpiłam.
Usiadłam na najbliższym, aksamitnym fotelu i zamknęłam oczy.
Uświadomiłam sobie, że grzebanie w rzeczach Ślizgona było faktycznie złym pomysłem, wręcz karygodnym. Nie powinnam była posuwać się do takiej czynności już pierwszego dnia... Choć z drugiej strony kierowała mną ciekawość i podejrzliwość.
A on to widział. Przyłapał mnie na gorącym uczynku. Wstyd, wstyd i jeszcze raz wstyd.
I ten jego wyraz twarzy... Był ewidentnie wkurzony. Nie dziwię mu się. Gdyby ktoś przeszukiwał moje rzeczy, czułabym się tak samo.
Przez moment, wtedy, kiedy mnie złapał za ramię, bałam się, że coś mi zrobi. Tak, pomimo mojej gryfońskiej odwagi, obawiałam się tego. W jego oczach czaiło się coś złowrogiego, coś, co nawet mnie napawało strachem.
Zastanawiałam się, czy Malfoy poskarży się Dafne o moim "wybryku" i jak zmieni się jego zachowanie względem mnie. Bo tego mogłam być pewna - nie będzie już taki miły, jak był przedtem.
Ciekawe, po co blondyn wrócił do swojego tymczasowego pokoju. Pewnie i tak się tego nigdy nie dowiem.
Odetchnęłam głęboko. Bez względu na wszystko, muszę przetrwać ten miesiąc. Wszak obiecałam sobie, że stawię czoła Malfoyowi. I obietnicy dotrzymam.
Wstałam i podeszłam do okna, z którego widok roztaczał się na nasz zachwycający ogród. W oddali dostrzegłam moją siostrę i Dracona, który najwyraźniej zdążył do niej dołączyć. Rozmawiali, a Dafne śmiała się z czegoś. Miałam nadzieję, że Malfoy jeszcze nie powiedział jej o tym, co robiłam.
W pewnym momencie Draco uniósł głowę i skierował swój wzrok na mnie. Czym prędzej odeszłam od okna.
*
Resztę dnia spędziłam zamknięta w czterech ścianach na czytaniu książki i w międzyczasie rysowaniu, które tak uwielbiałam. Odważyłam się wyjść tylko raz i na szczęście nie spotkałam na swojej drodze Malfoy'a ani Dafne. Podejrzewam, że moja siostra zaangażowała się w oprowadzanie naszego gościa po okolicy i tym podobnych, że całkowicie zapomniała o moim istnieniu. Tym dobrze dla mnie, bo nie miałam ochoty stawać twarzą w twarz z Draconem.
Utwierdziłam się także w przekonaniu, że blondyn nie powiedział Dafne o tym, jak przeszukiwałam jego bagaż, bo z pewnością gdyby się o tym dowiedziała, od razu zabrałby mnie na "poważną" rozmowę i przypomniała, jak powinnam się zachowywać. A przed tym oczywiście wysłałaby sowę do rodziców ze skargą na mój karygodny czyn.
Kiedy na dworze zrobiło się ciemno, a zegar wskazywał 20.00 wiedziałam, że nie mam wyjścia i muszę zejść na dół na kolację. Gdybym się nie pojawiła, siostra zaczęłaby coś podejrzewać i kto wie, czy nie zapytałaby Malfoy'a, który by jej wszystko wygarnął...
Swoją drogą, czy to nie dziwne, że Draco jej się nie poskarżył? No dobra, mógł to zrobić jeszcze w każdej chwili, więc nie ma co jeszcze przesądzać sprawy.
Odłożyłam na bok szkicownik, w którym właśnie skończyłam rysować mojego patronusa - jastrzębia - i wyszłam na korytarz, przygotowując się na spotkanie z osobnikiem zwanym Draconem Malfoyem.
Po chwili znalazłam się w kuchni. Przy stole siedziała Dafne wraz z blondynem. Spostrzegła mnie i powiedziała:
- O, jesteś wreszcie, Astorio! Czekaliśmy na ciebie. Siadaj.
Posłusznie usiadłam, jak najdalej od Malfoy'a.
Wzięłam z dużego talerza na środku stołu kanapkę i zaczęłam jeść, podczas, gdy Dafne paplała o najrozmaitszych sprawach. Draco wydawał się być bardziej rozmowny niż podczas pierwszego wspólnego posiłku i często jej odpowiadał.
Tradycyjnie, ja się nie odzywałam. Po skończonym jedzeniu wstałam i wyszłam z jadalni, czując na sobie czyjś wzrok.
Byłam na schodach, kiedy zatrzymał mnie głos Dafne:
- Astorio, poczekaj! Musimy porozmawiać.
A co, jeśli Draco jednak powiedział jej o wszystkim?
Zawróciłam i znów znalazłam się w kuchni. Po drodze minęłam się z wychodzącym Draconem, na którego starałam się nie patrzeć. Między nami dało się wyczuć to napięcie po tym, co zrobiłam.
Dafne najwyraźniej była przygotowana na naszą rozmowę, bo stała z założonymi rękami oparta o blat kuchenny.
Obawiałam się, że dowiedziała się wszystkiego.
- O co chodzi? - zapytałam.
- To ty mi powiedz, o co chodzi. Dlaczego siedziałaś prawie pół dzisiejszego dnia na górze, niemalże wcale nie wychodząc? Powinnaś spędzać czas ze mną i z naszym gościem... Pomyśl tylko, co on teraz o tobie myśli!
Akurat mało mnie obchodziło to, jakie zdanie Malfoy ma na mój temat. Bylebym tylko ja nie robiła głupich rzeczy wobec niego, tak jak dzisiaj, a poza tym może sądzić o mnie, co tylko sobie uważa.
W duchu ucieszyłam się z tego, że prawdopodobnie Ślizgon nic jej nie powiedział.
- I dopiero teraz mi to mówisz? Wiesz, jakoś wcześniej nic nie wskazywało na to, że cię to interesuje. Wolałaś podlizywać się Malfoy'owi, a na mnie nie zwracałaś uwagi - odgryzłam się.
- Ja wcale się nie podlizuję! - zaportestowała.
Ja jednak wiedziałam swoje. Nie wiem, co mną kierowało, ale postanowiłam coś jej uświadomić.
- Och, tak? To dlaczego cały ranek spędziłaś na przygotowywaniu się do jego wizyty, a kiedy już się zjawił, gadałaś jak jakaś przekupka i...
- Przestań! - krzyknęła.
- Nie zaprzeczaj. Widzę, że on ci się podoba, tak? Martwi mnie to. Martwi mnie, bo znasz Malfoy'a, wiesz, jaki jest... - Oto cała prawda.
- Wcale nie - powiedziała dziwnym, cichym głosem.
- Przemyśl to sobie, Dafne. - Wyszłam, zatrzaskując drzwi.
*
W nocy nie mogłam zasnąć. Dręczyło mnie lekkie poczucie winy z powodu tego, co powiedziałam Dafne. Chociaż to prawdopodobnie było prawdą, to ja tu byłam winna. Ja przeszukiwałam rzeczy Malfoy'a, a moja siostra o tym nie wiedziała. Nie wyobrażam sobie, co by było, gdyby się jednak dowiedziała. W duchu dziękowałam blondynowi za to, że nic jej nie powiedział.
Zastanawiałam się, co przyniesie jutrzejszy dzień. Przede wszystkim ciekawiło mnie, jak będzie zachowywał się Malfoy. Byłam także świadoma tego, że nie mogę przez cały czas zamykać się na górze. Z pewnością moja siostra już coś wymyśli.
W końcu zmęczenie dało górę. Prawie zasypiałam, kiedy niespodziewanie usłyszałam mrożący krew w żyłach krzyk.
---
Zdaję sobie sprawę, że trochę Was zawiodłam, bo:
a) rozdział miał być dłuższy, a wyszło, jak wyszło,
b) moja wena uciekła gdzieś w las i nie chce wrócić.
No cóż, mam nadzieję, że zadowolicie się na razie tym, co jest. Jeśli będziecie ładnie komentowali, następny pojawi się szybciej, może nawet już w czwartek czy piątek. I będzie dłuższy - to mogę Wam obiecać na pewno.