Zanim zaczniecie czytać, chcę Was jezcze zapytać o jedną rzecz, a mianowicie: czy chcielibyście, żeby na blogu od czasu do czasu pojawiały się miniaturki niekoniecznie związane z tematem opowiadania, ale osadzone w świecie Harry'ego Pottera, tzn. czy byście je czytali? Odpowiedzi, bardzo proszę, udzielcie w komentarzu :) A teraz, nie przedłużając, zapraszam do lektury.
---
Zerwałam się z łóżka na równe nogi, a moje serce znacznie przyśpieszyło. W tym czasie krzyk zdążył już ucichnąć, co skłoniło mnie do myślenia, że śnię. Z drugiej strony podawałam to w wątpliwość. Ale kto mógł krzyczeć?
Na pewno nie była to Dafne. Tego mogłam być pewna. Znałam ją niemalże doskonale, była przecież moją siostrą. Wiedziałam, jaki ma ton głosu, gdy krzyczy, toteż od chwili usłyszenia tego dziwnego dźwięku byłam świadoma, że to nie ona. Poza tym ten krzyk dochodził jakby z góry, a ona była na dole.
W domu znajdowały się tylko trzy osoby. Skoro to Dafne nie krzyczała, ani tym bardziej ja, to pozostaje tylko jedna osoba... Malfoy.
Kiedy tylko ta myśl wpłynęła do mojej głowy, wydała mi się śmieszna i nierealna. Krzyczący Malfoy - taka wizja pozostawała głęboko w sferach mojego umysłu albo w ewentualnych koszmarach. Ślizgon, jeśli już krzyczał, to robił to nie ze strachu czy przerażenia, tylko ze złości. Szybko odrzuciłam tę możliwość.
Mimo wszystko postanowiłam jednak sprawdzić, czy z moją siostrą wszystko gra, przy okazji może odkrywając źródło dźwięku. Nie miałam pojęcia, kto mógł tak przeraźliwie krzyczeć, co znów wzbudziło we mnie podejrzenie, że miałam jakieś urojenia.
Wolnym krokiem wyszłam z pokoju. Oprócz odgłosu moich kroków na korytarzu panowała cisza absolutna. Z każdej strony otaczała mnie nieprzenikniona ciemność i w duchu przeklinałam siebie, że nie wzięłam różdżki, by rzucić zaklęcie oświetlające.
Po kilku krokach wiedziałam już, że bez chociażby odrobiny światła dalej nie zajdę. Jakimś cudem udało mi się z powrotem trafić do sypialni, z której, dzięki perfekcyjnemu wyczuciu, gdzie co leży, zabrałam swój "magiczny patyk". Wypowiedziałam formułkę zaklęcia, a zaraz potem pomieszczenie rozświetliła jasnoniebieska kula światła.
Znalazłwszy się z powrotem na korytarzu skierowałam się w stronę schodów. Dafne ze zwykłego przyzwyczajenia sypiała w małym pokoiku na dole. Nasz dom był duży i choć mieliśmy do dyspozycji dużo pokojów, sypialni i tego typu pomieszczeń, to ona prawie zawsze zajmowała jeden na dole. Ze mną było podobnie - ja "dysponowałam" jednym pokojem na górze. Reszta, oprócz sypialni rodziców, stała pusta. A że dość często mieliśmy gości, którzy zostawali na noc, wolne pokoje służyły im za miejsce do spania.
Niegdyś często zastanawiałam się nad tym, po co nam taka duża rezydencja, skoro i tak wystarcza nam kilka normalnych pomieszczeń i doszłam do wniosku, że to musi po prostu ładnie wyglądać ze względu na stanowisko mojego ojca, który był ważnym urzędnikiem w Ministerstwie Magii. Nie wątpię, że była to też rzecz do dumy i chwalenia się.
Powoli schodziłam po marmurowych schodach, starając się poruszać niemal bezszelestnie. Światło z różdżki oświetlało mi drogę, a ja zajmowałam się anazlizowaniem w myślach tajemniczego krzyku, który, jak na razie, usłyszałam tylko raz i nic nie zapowiadało się na to, że usłyszę po raz kolejny.
Może faktycznie się przesłyszałam. Może to był sen, o ile wciąż nim nie był.
Nagle moje uszy odnotowały jakiś dźwięk za mną. Odwróciłam się, by sprawdzić jego źródło, ale nim zdążyłam nawet popatrzeć przed siebie, potknęłam się o jeden schodek. Przygotowywałam się już do bolesnego upadku, ale on nie nadciągał. Zamiast tego znalazłam się w czyichś silnych ramionach, które mocno mnie trzymały.
Podniosłam wzrok. Przede mną znajdował się nie kto inny, jak sam Malfoy. W blasku światła pochodzącego z różdżki, którą wciąż trzymałam w prawej dłoni, wyglądał niesamowicie tajemniczo i jednocześnie przyciągająco. Rzekłabym nawet, że był jeszcze bardziej przystojniejszy niż dotychczas. Zaparło mi dech w piersiach, a po ciele przeszedł delikatny dreszcz.
- Nic ci nie jest? - Jego głos sprawił, że się opamiętałam.
- Nie. Dzięki - bąknęłam i wyprostowałam się, uwolniając się przy okazji z uścisku blondyna, co spowodowało we mnie uczucie wszechogarniającej pustki.
Pod wpływem jego dotyku coś się ze mną działo. Jakaś cząstka mnie pragnęła znów poczuć jego ręce na moim ciele. Nie powinnam była tak myśleć, ale nie mogłam przestać. Odsunęłam się jak najdalej od niego, mając głęboką nadzieję, że ten gest słumi to pragnienie.
Draco stanął wyprostowany. Miał na sobie koszulkę i spodenki, zapewne jego piżamę. Blond włosy, choć lekko ułożone w nieładzie, podkreślały tylko jego urodę. Pierwszy raz widziałam go w w takim stanie. - Co ty tutaj robisz? - zapytałam, starając się brzmieć groźnie. Nie wyszło mi.
Chłopak stłumił uśmieszek, który prawie wykrzywił jego twarz.
- O to samo mógłbym zapytać ciebie - odpowiedział z nutą pogardy.
Wezbrała się we mnie złość.
- Ach, tak? Wiedz tylko, że to mój dom, a ty jesteś tutaj jedynie gościem. Masz ograniczone prawa - syknęłam.
- Nie denerwuj się tak, bo jeszcze wybuchniesz - powiedział, pół żartobliwie, pół sarkastycznie.
Prychnęłam pod nosem.
- Zapytam jeszcze raz. Co tutaj robisz?
- Szukałem ciebie albo twojej siostry - odpowiedział, tym razem już normalnym tonem.
- Mnie albo Dafne? W nocy? Po co? - zasypałam go pytaniami.
- Wydaje mi się, że wasz domowy skrzat niezbyt mnie polubił. Nie, ujmę to inaczej: przestraszył się mnie.
- Nasz domowy skrzat? My przecież nie mamy... - W tym momencie urwałam, bo przypomniałam sobie, że jednak mamy domowego skrzata.
Lenius, skrzat należący do naszej rodziny, bardzo rzadko pojawiał się w progach domu. Jego imię miało coś wspólnego z jego osobowością, bowiem był ogromnie leniwy i jeśli poprosiło się go, by zrobił nawet najdrobniejszy uczynek, wykonywał to z wielką łaską, co rusz narzekając. Potrafił być także chytry i złośliwy, o czym nie raz się przekonałam. Mimo tego, że stawał się praktycznie bezużyteczny, jakoś wciąż pozostawał naszą własnością.
Zastanowiłam się tylko, jakim cudem mógł przestraszyć się Malfoya. Wydawało mi się to być odrobinę nieprawdopodobne, ale nie wykluczałam tej opcji. W końcu, ten skrzat był po prostu dziwny i tyle.
- Lenius. To nasz skrzat, o ile można tak go nazwać. Nie przejmuj się. Ma tendencję do dziwactw. Ostatni raz był tu z miesiąc temu, skoro więc dzisiaj się pojawił, to prędko nie wróci. Tym bardziej, że, jak mówisz, przestraszył się ciebie - wyjaśniłam.
On tylko kiwnął głową, jakby posiadanie specyficznego skrzata, który zjawia się w nocy i przeraźliwie krzyczy było normalnością.
Otwierałam już usta, żeby powiedzieć jakąś uwagę na ten temat, ale ktoś mi przerwał.
- Astoria, Draco, to wy? - Była to Dafne.
Skierowałam na nią promień światła. Znajdowała się u stóp schodów. Nie było po niej widać śladu tego, że dopiero co prawdopodobnie wstała z łóżka.
- Kto krzyczał? - zapytała.
- To tylko Lenius. Wiesz, do czego on jest zdolny. Nic wielkiego, naprawdę - powiedziałam pośpiesznie.
- Och, mogłam się tego domyślić. No nic, wracam do łóżka. Dobrej nocy wam życzę - mówiąc to, wzrok miała wlepiony w Dracona.
Zaraz potem odeszła i zniknęła w ciemnościach. Sprawiała wrażenie, jakbyśmy wcale się nie pokłóciły. Popatrzyłam na Malfoya. Zdawał się chyba nie zauwać tego, w jaki sposób Dafne na niego patrzyła.
- Ja też wracam spać. Dobranoc. - Ominęłam Ślizgona, zduszając w sobie podejrzaną chęć, by z powrotem mnie dotknął.
Sprawa z krzykiem się wyjaśniła, więc nie miałam czego szukać. W chwili, kiedy zamykałam drzwi od pokoju, usłyszałam jeszcze ciche:
- Dobranoc, Astorio.
Przez moje ciało po raz kolejny przeszedł dreszcz. Draco, mój odwieczny wróg, nazwał mnie po imieniu, które tak pięknie brzmiało, kiedy je wypowiadał.
Wypuściłam głośno powietrze z płuc. Ze mną także działo się coś niedobrego. Dzisiaj zapragnęłam, i to nie raz, by Malfoy mnie dotykał. Brzmiało to śmiesznie, ale tak było. Coś się ze mną działo. Nie mogłam pozwolić, by jakieś uczucie wobec tego podłego aroganta mną zawładnęło.
- Nox - szepnęłam, gasząc promień światła.
Następnego dnia przy śniadaniu Dafne znów zachowywała się, jak to ona - gadała niemalże bez przerwy i próbowała zrobić wrażenie na Malfoyu. W jego towarzystwie stawała się zupełnie inną osobą i chyba to mnie najbardziej w tym denerwowało. Nie poznawałam jej, ale nie miałam zamiaru wszczynać kolejnej kłótni. Przynajmniej na razie.
W południe usiadłam z książką na kocu w ogrodzie pod drzewem, podczas gdy moja siostra przebywała z Draconem gdzieś za bramami posiadłości, wychwalając pewnie zalety mieszkania w takim miejscu. Słońce przyjemnie ogrzewało moje nogi, a od pasa w górę cień gałęzi umożliwiał mi czytanie. Uwielbiałam takie letnie dni, kiedy mogłam przebywać sama na świeżym powietrzu, zatapiając się w lekturze.
Odkąd pamiętam, uwielbiałam czytać. Książki przenosiły mnie w inny wymiar i wielbiłam to uczucie. Szczególnie upodobałam sobie opowieści o przygodach mugoli. Chociaż były one z pozoru zwykłe i normalne, to ja uwielbiałam taką prostotę. Mogłam wtedy przenieść się do mugolskiego świata i patrzeć na wszystko z innej perspektywy.
Zatraciłam się w lekturze tak, że o mało co nie usłyszałam charakterystycznego dźwięku zbliżających się kroków. Oderwałam swój wzrok od książki i rozejrzałam się. Obok mnie stał Ślizgon i najwyraźniej przyglądał mi się.
Odchrząknęłam znacząco.
- Już wróciliście? - Starałam się, by mój głos był spokojny. W rzeczywistości byłam rozdarta pomiędzy wstrętem do blondyna a elektryzującym uczuciem pomiędzy nami.
- Nie widać? - Malfoy oparł się o pień drzewa obok mnie.
Zacisnęłam zęby i usiłowałam ponownie skupić się na powieści. Nie było to jednak łatwe, ponieważ on cały czas na mnie patrzył.
Po kilku minutach, podczas których przekonałam się, że Draco najwyraźniej nie ma zamiaru dobrowolnie stąd odejść, zebrałam się na odwagę i powiedziałam:
- Mógłbyś przestać?
Udał zaskoczonego.
- Co mam przestać? Nic nie robię.
- Doskonale wiesz, o co mi chodzi - wycedziłam.
Wzruszył ramionami i chyba chcąc mnie jeszcze bardziej rozgniewać, wpatrywał się we mnie jeszcze intensywniej. Czułam na sobie jego wzrok, który nie pozwalał mi się skupić. Z jednej strony było to przyjemne uczucie, z drugiej - irytujące.
Wreszcie dałam za wygraną i wstałam, składając koc, na którym siedziałam. A on, swoimi szarymi, pustymi oczami lustrował mnie dalej.
Kiedy miałam już odejść gdzieś dalej, poczułam uścisk na ramieniu, który sprawił, że natychmiastowo się odwróciłam. Draco przytrzymywał mnie tak, bym nie mogła odejść. Mój oddech przyśpieszył.
- Czego chcesz? - zapytałam.
- Prawdy. - W jego oczach coś błysnęło.
- Słucham? - Myślałam, że się przesłyszałam. - Nie wiem, o co ci chodzi.
Puścił moje ramię.
- Co jest z Dafne?
- W jakim sensie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Zachowuje się dość dziwnie.
A więc zauważył.
Mała, bardzo mała cząstka mnie poczuła się zawiedziona, lecz nie miałam pojęcia, z jakiego powodu.
- Wiesz, to tylko z podekscytowania. Cieszy się, że przyjechałeś. - W pewnym sensie kłamałam, lecz nie miałam zamiaru mówić mu o tym, że mojej siostrze podoba się pewien Ślizgon o blond włosach. Nie jest głupi, niech sam się domyśli.
I odeszłam, nie dając blondynowi szansy na odpowiedzenie chociażby jednego słowa.